WYWIAD Z MARTĄ PRUS - AUTORKĄ FILMU "MÓW DO MNIE"

Agnieszka Młynarczyk: Czy z pomysłem realizacji filmu o pacjentach warszawskiego Monaru nosiła się Pani od dłuższego czasu, czy była to decyzja podjęta pod wpływem impulsu?

Marta Prus: Do warszawskiego Monaru trafiłam ze względu na zainteresowanie tematem bezdomności wśród ludzi mojego pokolenia. Na miejscu okazało się, że mieszkańcami Schroniska dla Młodzieży Defaworyzowanej, do którego jechałam, są przede wszystkim młodzi mężczyźni zmagający się z chorobami uzależnień (od narkotyków i alkoholu). Historie mieszkańców bardzo mnie poruszyły i postanowiłam zostać. Choć miałam obawy z podjęciem tematu narkomanii, zarówno ze względu na brak wiedzy i doświadczenia, jak i istnieniem mnóstwa filmów na ten temat.

Dlaczego wybór bohatera padł na 21-letniego Krzyśka?

Z początku obserwowałam trójkę bohaterów, jednak dość szybko zorientowałam się, że relacja z Krzyśkiem jest inna. W niego zaangażowałam się najbardziej, więc zaczęłam się wycofywać z pozostałych bohaterów. Nie potrafię robić filmu o bohaterze, który całkowicie mnie nie pochłonie. Taką osobą był tylko Krzysiek. Potem zrozumiałam dlaczego ta relacja była wyjątkowa.

Przeprowadziła Pani z bohaterem wiele rozmów, również bez udziału kamery. Było kilka wyraźnych chwil zwątpienia w cały projekt. Jakie miała Pani obawy podczas realizacji filmu?

Zdecydowanie dużo więcej rozmów odbyło się poza kamerą. Film jest zawsze dla mnie drugorzędny względem człowieka, więc to co istotne omawiałam bez kamery. Pytanie: czego się obawiałam, można powiedzieć, że pozostanie aktualne już zawsze. I tu nie chodzi o film, tylko o spotkanie, po którym pozostaje pamięć. Uzależnienie to choroba emocji, dlatego przeraził mnie wpływ na Jego emocje. Otwierał nieznane możliwości. Bałam się odpowiedzialności za Jego życie. Nie czułam się kompetentna w roli jedynej osoby, której chciał wtedy słuchać. Samo posiadanie wpływu, czyli przeniesienie na siebie odpowiedzialności za osobę uzależnioną nie jest według mnie

wskazane w żadnej sytuacji. Co nie oznacza, że nie chciałam mu pomóc i że mu nie pomogłam. Choć o tym lepiej aby opowiedział Krzysiek.

Jak się Pani czuła ze świadomością wpływu na los Krzyśka? Czego nauczyła Panią ta relacja?

Myślę, że istnieje nieuchwytna granica pomiędzy ludzkim zainteresowaniem a posiadaniem wpływu na drugą osobę. Pewnie przez większość naszej relacji chciałam uważać, że jest to wrażliwość na drugiego człowieka. Gdy prosi o pomoc nie odmawiam, pod warunkiem że postawię granice. Jak widać w filmie trochę jednak mnie to przerosło w tamtych dniach. Czego nauczyła mnie ta relacja? By ufać swoim przeczuciom, bo one podpowiadały mi zawsze prawdę.

W filmie pojawia się taka myśl, że wielu z nas walczy o siebie dla innych. Walczymy o siebie, gdy mamy obok kogoś bliskiego, tak jakbyśmy próbowali poradzić sobie z własnymi problemami dla niego, nie dla siebie. Co takie myślenie niesie ze sobą?

Pamiętam rozmowę z Aleksandrą Łukasiewicz, wspaniałą pedagog, dyrektorem Schroniska, z którą przeprowadziłam wiele rozmów podczas procesu powstawania filmu. Była dla mnie dużą podporą. Powiedziała, że ludzie mają różne motywacje i one nie są istotne. Ważne, że mogą przynieść pozytywne zmiany. Ja niestety mam inne odczucie. Gdy człowiek nie chce pewnych rzeczy przepracować dla samego siebie, to nigdy sobie z nimi nie poradzi. Druga osoba może być tylko punktem wyjścia, nie powinna być celem.

Czym dla Pani jest tworzenie filmów dokumentalnych?

Posługując się rzeczywistością i jej faktami, za którymi podążam, bo są największą siłą, przekazuję mój stosunek względem obserwowanych osób i zdarzeń. W ten sposób opowiadanie dotyczy rzeczy istniejących samych w sobie, ale ich kształt i naddatek emocjonalny wynika ze mnie.