APEL DOKUMENTALISTÓW – ROZMOWA Z MARCINEM LATAŁŁO

Pod koniec 2010 roku twórcy filmów dokumentalnych zawiązali grupę inicjatywną, której celem jest prowadzenie dialogu z TVP S.A i poprawa polityki nadawcy publicznego wobec polskiego dokumentu. O „Apelu dokumentalistów” i kondycji polskiego kina dokumentalnego rozmawiała z Marcinem Latałło nasza warszawska korespondentka, studentka kulturoznawstwa UW, Anna Boraczewska. Zapraszamy do przeczytania wywiadu.

Na czym polega inicjatywa Apel dokumentalistów i kto był jej inicjatorem?

Apel dokumentalistów to inicjatywa Marysi Zmarz-Koczanowicz i Macieja Cuske. Dwa lata temu sytuacja w polskim dokumencie była bardzo zła. Telewizja Polska zaprzestała całkowicie produkcji polskich dokumentów. Apel został podpisany przez wszystkich głównych polskich dokumentalistów: Marcela Łozińskiego, Maćka Drygasa, Jacka Bławuta – było z dwieście pięćdziesiąt nazwisk. Doprowadziło to do powstania grupy nieformalnej, która wybrała wygodny sposób na komunikację, czyli Facebook. Stworzyliśmy „Apel dokumentalistów” i doprowadziliśmy do kilku spotkań z władzami Telewizji.

Wygłosiliśmy pewne postulaty, żeby próbować dokumentowi pomóc. I ludzie w telewizji, tacy jak Jerzy Kapuściński, dyrektor drugiego programu, Andrzej Fidyk, który został dyrektorem dokumentu w Jedynce, wspierali ten apel. Próbowali również brać pod uwagę nasze sugestie i postulaty układając kolejne programy i produkcję dokumentu przez Telewizję Polską. Część tych postulatów udało się zrealizować – stworzenie stałych pasm i zwiększoną produkcję dokumentalną – rzeczywiście w tej chwili powstaje więcej filmów niż dwa lata temu.

Części postulatów niestety nie udało się do końca zrealizować, jak na przykład transparentność procesu produkcji dokumentów. Myśmy bardzo chcieli, żeby była stworzona redakcja dokumentów, która by była chociaż trochę niezależna od władz Telewizji. Walczyliśmy też o to, żeby Telewizja w jakiś sposób była bardziej niezależna od rządu, od polityki – te rzeczy się jeszcze nie udały. Próbujemy dalej.

Pan mówi trochę tak, jakby już było po, ale to jest wciąż żywa inicjatywa, jak rozumiem?

Fakt, że zwiększyła się produkcja dokumentalna jest dla nas bardzo ważny i dzięki temu możemy być bardziej zajęci robieniem naszych filmów, a mniej walką o nie. W ostatnich czasach ten cały ruch jest mniej aktywny. Władze Telewizji coś nam dały i trochę też przestały się z nami liczyć. Przede wszystkim byśmy chcieli teraz wznowić tę inicjatywę i może spróbować jednak zadziałać na polityków. Między innymi ostatnie wydarzenia, które miały miejsce z Ministerstwem Cyfryzacji, projektem ministra Boni, większość dokumentalistów się podpisała pod apelem środowisk twórczych, żeby właśnie nie doszło do tych ostatnich inicjatyw, które tam się pojawiły. Więc musimy działać dalej, ale może mamy mniejszą energię w tej chwili. Ale właśnie władze Telewizji nas zaprosiły na nowe rozmowy.

Film dokumentalny raczej nie jest popularny w Polsce, nie jest puszczany w multipleksach. Czy myśli Pan, że spełnienie postulatów Apelu mogłoby zmienić obecny stan rzeczy?

Polskie filmy dokumentalne są niesamowicie popularne na całym świecie, zdobywają nagrody na wszystkich festiwalach, były nominowane do Oscara, są pokazywane poza granicami kraju, w innych telewizjach i właściwie można mówić o stałym rozwoju dokumentu, ale temu towarzyszy bardzo słabe zainteresowanie od strony Telewizji (Polskiej – red.), i praktycznie żadne od strony rządu. Sam film dokumentalny w Polsce jest gatunkiem zagrożonym, trzeba o niego walczyć i trzeba próbować dać mu jakieś dobre warunki, żeby mógł docierać do publiczności.

Jest coraz więcej filmów dokumentalnych w kinach w Polsce, przykładami są oczywiście filmy Marcina Koszałki, teraz wchodzi „Będziesz legendą człowieku” do kina, przykładem jest również mój dokument „Moja ulica”, który w tej chwili jest pokazywany w całej Polsce w kinach studyjnych.

Telewizja tez miała w swoim czasie pasma Andrzeja Fidyka, które osiągały bardzo dobre wyniki. W Dwójce, Jurek Kapuściński próbuje stworzyć telewizję na wysokim poziomie – kulturalną, interesującą, inteligentną i to też jest bardzo ważne. Dla nas bardzo ważne jest właśnie to, żeby nie ulec tej komercjalizacji ogólnej, która niestety też wiąże się z głupotą. Widać to po tym, co komercyjne telewizje proponują i co też polska telewizja w jakiś sposób wytwarza – rzeczy , które jednak coraz bardziej wychowują widza w złą stronę, to znaczy próbują z widza robić idiotę, a widz nie jest idiotą.

Co konkretnie udało się ustalić na ostatnim spotkaniu Apelu?

 

Ostatnie spotkanie było takim trochę gorzkim momentem, chociaż rzeczywiście produkcja dokumentalna wzrosła i z tego powodu jesteśmy bardzo szczęśliwi. Nie udało się jednak zrobić redakcji filmów dokumentalnych, nie udało się wpłynąć na polityków – na ustawę medialną. Nie mówiłem jeszcze o jednym bardzo ważnym partnerze jakim jest Polski Instytut Sztuki Filmowej.  Co roku budżet, który jest przeznaczony na dokument w Polskim Instytucie nie jest wykorzystany, bo Instytut daje tylko procent, a brakuje tej drugiej połowy. To właśnie Telewizja nie spełnia swojej misji, nie spełnia tej drugiej połowy i niewystarczająco się dokłada do dokumentu i dlatego często te pieniądze nie są wykorzystane.

Po dwóch latach starań, mamy różne projekty, przede wszystkim właśnie związane z tym, że chcielibyśmy, żeby rząd z nami porozmawiał. Ale myślę, że w momencie, kiedy będą się zbliżały wybory to będzie dobry moment, żeby znowu spróbować wskrzesić te działania, bo zawsze politycy są bardziej zainteresowani wsparciem jednej albo drugiej grupy społecznej – przed wyborami można lepiej na nich wpłynąć i próbować powalczyć o wartości, jakie są dla nas ważne, jak właśnie kultura i dokument.

 

Polityka ogranicza swobodę twórczą polskich dokumentalistów?

Nie, politycy nie ograniczają, po prostu nie interesuje ich to. Coraz mniej widzą konieczność wspierania kultury i oferowania obywatelom czegoś innego, niż rzeczy materialne. Coraz bardziej w polityce,  myślę, że na całym świecie to widać i słychać, chodzi o pieniądze, a coraz mniej o te rzeczy, które tak naprawdę są najważniejsze, o wartości naszej kultury. Coraz więcej ludzi na świecie próbuje zadziałać przeciwko temu i się organizować w jakiś sposób. Jest to trudne, może są to małe kroki, ale trzeba próbować.

Chciałam zadać jeszcze pytanie ściślej związane z treścią Apelu, a mianowicie chodzi mi o słowo „misyjny”, odnoszące się do charakteru postulowanych pasm – jak Pan je rozumie?

Pensje polityków to są nasze podatki, czyli to co oni mają robić to zarządzać krajem, no i właśnie proponować obywatelom jakieś wartości, które są nie tylko materialne. Edukować młodzież, zapewniać ludziom bezpieczeństwo, opiekę zdrowotną i też zabezpieczyć ich wartości kulturalne, bo w końcu żyjemy w zglobalizowanym świecie, gdzie bardzo łatwo jest ulec pokusie globalnej ekonomii i zapomnieć o tym, że my tu, w tym kraju, w tym miejscu, skąd pochodzimy i gdzie żyjemy mamy jednak swoje własne wartości, które są nieco inne niż Coca-cola i Microsoft.

To jest misja mediów publicznych. Media już od dawna, w dobie Internetu jeszcze bardziej, są tym, co kształci świadomość obywateli. Może nie elit i nie intelektualistów, z wyższym wykształceniem, którzy drążą i próbują zrozumieć i myślą inaczej. Szczególnie artyści należą do tej grupy. No, ale jest zwykły obywatel, przeciętny Polak nazwijmy go tak i mówię to bez żadnej wyższości wobec ludzi, no bo dokumentaliści robią filmy przede wszystkim dla ludzi.

I w ten sposób dokumentaliści wpisują się w tę misję?

Robimy filmy dla ludzi. To jest nasza publiczność i pokazujemy im świat. Próbujemy mu się przyjrzeć z bliska i pokazać w sposób bardziej długotrwały i cierpliwy, wejść głębiej niż tylko to, co pokazują gazety, szczególnie sensacyjne, newsy, które są bardzo krótkie i które nie pozwalają zrozumieć świata w taki głębszy sposób. I to jest właśnie misja. Dać do myślenia i podnieść poziom tego, co można obejrzeć. Bo jeżeli się niweluje w dół, to się po prostu ogłupia społeczeństwo, a takie społeczeństwo ogłupione będzie społeczeństwem, które nie będzie miało własnego sumienia, myślenia, głosu, tylko będzie właśnie jakimś motłochem, który pójdzie i będzie tylko konsumował. I to jest bardzo niebezpieczne, coraz bardziej jednak kierujemy się w tą stronę i coraz bardziej ten świat staje się taką orwellowską przepowiednią, w której media i Internet zastąpiły Big Brothera z koszmarnej, totalitarnej wizji Orwella. Teraz mamy taki właśnie rodzaj dyktatury, tylko nie ideologicznej, a kapitalistycznej. I to jest też bardzo niebezpieczne i nad tym dokumentaliści bardzo czuwają i próbują to zanalizować, zrozumieć i pokazać.

Jak w Pana ocenie kształtuje się cel dokumentu – powinien mieć charakter bardziej subiektywny, czy obiektywny?

Ani w jedną stronę, ani w drugą – to znaczy dokument zawsze jest subiektywny , zawsze jest tu twórca, który patrzy na świat i widzi w tym świecie rzeczy, których inni nie dostrzegają. Próbuje spojrzeć głębiej, próbuje zrozumieć, próbuje zaobserwować, próbuje pokazać. Więc jest to subiektywne, bo jest to jego spojrzenie, ale też próbuje dojść do prawdy.

Oczywiście, jak robię film, to jest to moja prawda, ale ta prawda jest w służbie rzeczywistości, którą obserwuję. Próbuję pokazać tę rzeczywistość taką, jaką ją widzę, więc można powiedzieć, że to spojrzenie dokumentalisty jest właśnie takie gdzieś pomiędzy. Tylko robi to w swój sposób – potem wybiera środki: moment w którym włącza kamerę, moment w którym wyłącza, odległość, pozycja kamery, to wszystko to są właśnie rzeczy bardzo subiektywne, środki wyrazu, które są bardzo delikatne i mocne równocześnie. Poprzez film można dojść o wiele głębiej do ludzi i do otaczającej ich rzeczywistości, niż poprzez jakiś krótki news w wiadomościach albo w Internecie.

Czy istnieje zagrożenie, że reportaż mógłby zastąpić dokument?

Polska szkoła dokumentu, która wyrosła z tradycji lat 60 – Kieślowskiego i Łozińskiego – jest  takim żubrem, ginącym gatunkiem. Właściwie wszędzie na świecie, no może we Francji jest drugi wyjątek, to są jedyne kraje, w których taka forma artystycznego dokumentu jeszcze istnieje. Wszędzie indziej na świecie ten dokument stał się przede wszystkim telewizyjny. Nawet jeżeli mamy do czynienia z długim, godzinnym albo półtoragodzinnym dokumentem, to on bardzo często używa środków telewizji, komentarza z off’u, czy rzadziej prezentera. Też metody montażu, takie prawie że teledyskowe, to wszystko prowadzi do tego, że artystycznego dokumentu jest coraz mniej i dlatego musimy go bronić.

Co pan myśli na temat diagnozy „Dokument ucieka z Polski”, wysuniętej jakiś czas temu przez Portal filmowy?

Polscy filmowcy w tej chwili już nie funkcjonują w tym zamkniętym obiegu, którym niegdyś był PRL, w którym próbują opisać rzeczywistość dla Polaków taką, jakiej nie można zobaczyć gdzieś indziej. Interesują się tym, co na świecie i bardzo się z tego powodu cieszę, producenci próbują przyciągnąć zagranicznych koproducentów i idzie im to coraz lepiej. Sukces polskiego dokumentu jest widoczny na festiwalach, zdobywamy nagrody i te filmy są później eksportowane i pokazywane gdzieś indziej, szeroko poza granicami naszego kraju. Może ta proporcja się zmieniła, kiedyś wszystkie polskie filmy powstawały w Polsce, a teraz coraz więcej ich powstaje za granicą albo za pomocą pieniędzy zagranicznych. Bardziej chodzi o te pieniądze zagraniczne, to jest nam coraz bardziej potrzebne, dlatego właśnie, że Telewizja w wielkiej mierze nie spełnia roli, którą powinna spełniać i to przede wszystkim zależy od polityków – to, co się działo w ostatnich latach z publiczną telewizją było naprawdę bardzo szkodliwe i to nie tylko dla dokumentu, tylko w ogóle dla kultury w telewizji.

Poruszanie tematów związanych z polską rzeczywistością mogłoby być gwarantem sukcesu?

Jednym z postulatów Apelu dokumentalistów było to, żeby próbować stworzyć pasmo dokumentalne, które nie będzie tak podporządkowane oglądalności, jak większość telewizji w tej chwili. Ponieważ, tak jak mówiłem wcześniej, generalnie państwo nie jest firmą, a telewizja jest emanacją tego, co powstało, w demokracji telewizja publiczna jest czymś, co dostaje pieniądze od obywateli i od państwa, po to, żeby pełnić pewną misję. I od momentu, kiedy te państwa i telewizja są nastawieni tylko na zysk, to nie pełnią swojej roli. Telewizja tez nie powinna być nastawiona na to, żeby tylko zarabiać. Bo coś jest głęboko z tym nie w porządku – jeżeli ludzie są chorzy i muszą iść to szpitala, to musi być publiczna opieka zdrowotna. To państwo musi się w jakiś taki najprostszy sposób odwdzięczyć obywatelom za to, że powstało – musi ich reprezentować, a nie czerpać z nich zysk.

Czyli ostatecznie uważa pan, że lepiej jest poruszać tematy dotyczące polskich problemów, czy to nie ma większego znaczenia?

To, co najbardziej interesuje ludzi to są ludzie. I myślę, że to jest normalne, że mieszkańcy danego kraju mają ochotę zobaczyć siebie na ekranie. Nie mają ochoty zobaczyć tylko Batmana albo Angelinę Jolie, tylko mają ochotę zobaczyć siebie, coś o sobie. I dlatego właśnie dokument i dokument kreacyjny, czyli taki który próbuje sięgnąć głębiej w rzeczywistość, która nas otacza, wydaje mi się czymś niezbędnym dla naszego kraju, niezbędnym dla naszego życia. Bez tego przestaniemy mieć tożsamość, przestaniemy myśleć samemu i staniemy się owcami, które będą pożerać pokarm, dawany nam przez wielkie korporacje międzynarodowe, które mają obywateli kompletnie w nosie, dla których obywatele są tylko sposobem na zarabianie. Ta postawa jest bardzo centralna i środkowa – po prostu mówimy o czymś, co jest ważne dla ludzi. O tym, że państwo które nami rządzi i które nas reprezentuje ma obowiązek się nami opiekować i nam pomagać w rozwoju, pomagać w zarabianiu pieniędzy. Dlatego ważne jest, żeby były pieniądze na film dokumentalny. Myślę, że teraz więcej jest ludzi tego świadomych i to wcale nie muszą być komuniści czy socjaliści.

Czy według pana dokumenty zatem mogłyby pełnić rolę sumienia państwa?

Nie, państwo nie ma sumienia, nie wierzę w to. Myślę, że mogą pomagać spojrzeć na świat w inny sposób i się jakoś zastanowić nad tym, co się w nim dzieje. Wtedy dokument ma rację bytu i czemuś służy. I mówiąc tak właśnie szerzej o globalnym dokumencie, jest coraz więcej filmów, które między innymi te właśnie problemy, czyli: rolę państwa w życiu obywateli, problemy tych obywateli i problemy tego, jak globalny kapitalizm działa. Nie ma powodu, żeby w Polsce takie dokumenty nie powstawały. Skoro są w innych krajach, to niech u nas też będą. To jest bardzo przydatne społecznie i służy temu, żeby istniał dialog społeczny i żeby państwo, obywatele i przemysł komunikowali się. Jedyną drogą jest droga komunikacji i rozmowy. To właśnie jest konkluzja, i to jest właśnie to, czego w Apelu chcemy. Żeby móc się wypowiedzieć na temat roli dokumentu i żeby móc porozmawiać z politykami, z przemysłem, jakim jest telewizja i żeby brali nas pod uwagę i będziemy się starali dalej tak robić.

Z jakimi przeszkodami spotykał się pan przy realizacji swoich filmów?

Strasznie długo trzeba było pieniędzy na nie szukać. Proces produkcyjny zajmuje bardzo dużo czasu. W ogóle dokument zajmuje dużo czasu. Ja już w tej chwili zacząłem przygotowywać się do fabuły i na razie nie planuję powrócić do dokumentu, chociaż bardzo kocham ten gatunek, ale właśnie trochę za dużo on kosztuje i trochę za mało się przy nim zarabia. Dla mnie osobiście, Dokument jest w sumie czymś, co dużo kosztuje emocjonalnie, a co mało przynosi w sensie materialnym.

Czyli się nie opłaca.

Myślę, że trzeba też robić rzeczy, które się nie opłacają. Jeżeli nie umiemy patrzeć poza własną kieszeń i poza własny interes, no to po prostu nie wiem. Świat, w którym żyjemy zamieszkuje 7 miliardów ludzi, a jeżeli my mielibyśmy myśleć tylko o sobie, to nasza rola w tym świecie jest bardzo smutna. Powiedziałbym, że w sumie pomiędzy zarabianiem na rzecz jakiegoś pomnika, który można sobie postawić po śmierci, który będzie wielką błyszczącą piramidą ze złota, a robieniem czegoś, co spowoduje, że ludzie się zastanowią nad tym, w jakim świecie żyjemy i jak zrobić, żeby jakoś trochę inaczej w nim funkcjonować – też rozmawiać między sobą, też rozumieć ten świat inaczej – no to myślę, że ta droga dokumentu jest ważną droga i że będziemy walczyć o to, żeby nadal móc dokumenty robić i żeby mogły one żyć, istnieć i być oglądane, docierać do ludzi.

[na zdjęciu Marcin Latałło]

rozmawiała Anna Boraczewska