„BEZ PRZEKRACZANIA GRANIC NIE MA ROZWOJU” – WYWIAD Z ADAMEM ŚLESICKIM

Zapraszamy na wywiad z Adamem Ślesickim ze Szkoły Wajdy. W rozmowie z Dawidem Myśliwcem producent mówi o filmach, które zostaną pokazane na tegorocznym Krakowskim Festiwalu Filmowym, o Szkole Wajdy i jej projektach, a także o sytuacji, w jakiej znajduje się dzisiejszy dokument.

Dawid Myśliwiec: Podczas 52. Krakowskiego Festiwalu Filmowego Szkoła Wajdy świętowała 10-lecie. Jakie ważne zmiany przyniósł tej instytucji pierwszy rok drugiej dekady istnienia?

Adam Ślesicki: Pewne zmiany zostały wprowadzone już wcześniej – mówię o powstaniu Wajda Studio, instytucji powiązanej ze Szkołą, nastawionej przede wszystkim na produkcję filmową, także pełnometrażową (pierwszym takim filmem była koprodukcja polsko-irlandzka „Sanctuary” w reżyserii Nory McGettigan). Studio filmowe pozwala nam na realizacje pozbawione etykietki filmów „szkolnych” – bo też nasza nazwa jest trochę myląca: my jesteśmy łącznikiem pomiędzy tradycyjnymi szkołami filmowymi a profesjonalnym rynkiem, mamy wypełnić tę pustkę, w którą mogą wpaść absolwenci, kończąc swoją podstawową edukację filmową. Dlatego też nasze programy, oprócz warsztatów i masterclassów, skupione są na rozwijaniu a następnie realizacji indywidualnych projektów uczestników, np. w ramach programu DOK PRO co roku powstaje ok. 5-6 filmów dokumentalnych. Od lat produkujemy też filmy niezależnie od programów edukacyjnych, według normalnych reguł i po prostu nie wypadało, by producentem była szkoła. Jeśli chodzi o edukację, to przeprowadzona rok temu zmiana nazwy (już nie „…Szkoła Reżyserii…” tylko po prostu Szkoła Wajdy) odzwierciedla zmiany wprowadzone w naszym programie. Oprócz programów dla reżyserów fabuły i dokumentu, od trzech lat prowadzimy też Kurs dla Kreatywnych Producentów, a w tym roku, po raz pierwszy, Program Scenariuszowy SCRIPT. Rozwijamy się też „terytorialnie”: rok temu otwarta została filia szkoły w Żyrardowie, część zajęć odbywa się właśnie tam.

Co pokażecie Państwo na tegorocznym festiwalu?

W tym roku cztery filmy z Wajda Studio zostaną zaprezentowane w Konkursie Polskim. „Inny film” Brygidy Frosztęgi-Kmiecik to ciepła, a jednocześnie zabawna opowieść o grupie niepełnosprawnych, ich wrażliwości, szukaniu swojej roli i odgrywaniu ról innych. Inspiracją do filmu stały się warsztaty filmoterapii prowadzone przez Gliwicki Klub Filmowy WROTA. „Niewiadoma Henryka Fasta” to pełen humoru film Agnieszki Elbanowskiej z niecodziennym bohaterem, emerytowanym profesorem matematyki, który w poszukiwaniu szczęśliwej miłości jest gotowy na podjęcie każdego ryzyka; niestety, trochę niefortunnie lokuje swoje uczucia. Kolejny obraz został stworzony przez trzy dokumentalistki. Wybitna montażystka Katarzyna Maciejko-Kowalczyk zmarła w 2008 r. Nie zdążyła dokończyć filmu „Pożegnanie”, ale zrobiły to jej córki: Agnieszka i Magda Kowalczyk. Powstał w ten sposób bardzo osobisty i wielowymiarowy film o przemijaniu i pamięci. „Kiedy będę ptakiem” Moniki Pawluczuk to zanurzona w świecie wróżbitów i duchów opowieść o uchodźcach z birmańskiego plemienia Kajan i próbie zmiany swojego losu. Film ten powalczy również o nagrodę Złotego Smoka w Konkursie Międzynarodowym. W Konkursie Polskim zostanie pokazany także film, który powstał w koprodukcji z Wajda Studio – fabuła „Zasady gry” w reżyserii absolwenta Szkoły, Wojciecha Jagiełło. Zaprezentujemy też filmy w sekcjach pozakonkursowych: „Joanna” Anety Kopacz, o niezwykłej osobie, autorce popularnego bloga „Chustka” Joannie Sałydze, zostanie pokazana w ramach Panoramy Polskiego Kina, podobnie jak film Edyty Wróblewskiej pt. „Małe instrumenty”, którego Wajda Studio jest koproducentem. W ramach Nocy Etiud Studenckich pokażemy zaś „8 filmów o miłości”, zestaw etiud  zrealizowanych przez uczestniczki Programu Dokumentalnego DOK PRO: Teresę Czepiec, Urszulę Laskowską, Sylwię Sendyk, Annę Zamęcką, Olgę Korotkaya, Ewę Podgórską, Olgę Apanosowicz-Katłu-bej oraz Agnieszkę Elbanowską.

Który z wymienionych tytułów uważa Pan za najbardziej warty uwagi?

Ja osobiście najbardziej cieszę się z uczestnictwa w konkursie dwóch filmów zrealizowanych w ramach Programu Dokumentalnego DOK PRO, „Niewiadomej Henryka Fasta” i „Innego filmu”, ponieważ są to debiuty. Okazuje się, że ludzie, którzy przychodzą do Szkoły Wajdy i stawiają pierwsze kroki w filmie dokumentalnym, są w stanie zrealizować filmy na tyle ciekawe, poruszające, a jednocześnie dobre warsztatowo, by przekonać do siebie selekcjonerów ważnego festiwalu. Wielka w tym zasługa naszych wykładowców, Marcela Łozińskiego, Jacka Bławuta i Vity Żelakeviciute, prowadzących DOK PRO i kładących wielki nacisk na staranne zgłębienie tematu, poznanie bohaterów i cierpliwy development. Produkcja z reguły trwa dość długo, ale na szczęście - także dzięki dofinansowaniu z PISFu i Ministerstwa Kultury – jesteśmy w stanie być przyjaznym producentem, który, mimo niewielkich budżetów, oferuje filmowcom duży komfort pracy pod okiem mistrzów dokumentu. Cieszę się, bo od lat przynosi to dobre rezultaty – udział filmów w festiwalach, nagrody i wyróżnienia.Twórcy obu wymienionych filmów podobnie potraktowali swoich bohaterów – ciepło, z dużą sympatią, ale też z humorem, pokazując, że bohaterowie mają dystans do samych siebie. W efekcie powstały fantastyczne i do tego zabawne filmy, które jednocześnie poruszają poważne kwestie, zostawiają widza z pytaniami, na które powinien sobie odpowiedzieć.  

Jak wygląda proces selekcji filmów, które będą pokazane na festiwalu?

O to należy spytać selekcjonerów festiwalu - czym się kierują, jakie stosują kryteria. My po prostu staramy się wyprodukować jak najlepsze filmy, a następnie dystrybuujemy je możliwie szeroko. Zależy nam, by nasze produkcje miały długie życie, bo nie ma chyba sytuacji bardziej frustrującej filmowca niż włożenie mnóstwa energii w realizację filmu, który następnie zalega na półce. W końcu filmy robimy dla widzów – to stwierdzenie banalne, ale prawdziwe, stąd szeroka wysyłka na festiwale i przeglądy oraz sprzedaż do telewizji i platform VOD, zarówno w Polsce, jak i za granicą.

Wydaje się, że dominującą tendencją wśród filmów pokazywanych przez Państwa na festiwalu jest przemijanie - opowiada o nim m.in. „Pożegnanie” czy „Joanna”. Czy dostrzega Pan podobną tendencję także wśród innych tytułów produkowanych przez Szkołę Wajdy?

W pewnym sensie większość filmów jest o przemijaniu, o zmianie – w takim szerokim znaczeniu. Jeśli chodzi o temat śmierci, odejścia ukochanej osoby, to owszem, często pojawiają się takie projekty. Jeśli dotyczą osób, które już nie żyją, to niestety niełatwo jest wtedy - bez bohatera - zrobić film dokumentalny. Tutaj mamy do czynienia z dość wyjątkowymi przypadkami: „Pożegnanie” jest wspólną pracą Katarzyny Maciejko-Kowalczyk oraz jej córek, Agnieszki i Magdy, które już wcześniej były zaangażowane w ten film, a po jej śmierci postanowiły go dokończyć, aby dodatkowo upamiętnić Mamę. Bardzo się cieszę, że to się udało. Pani Kasia była przez kilka lat wykładowcą Szkoły, jednym z filarów naszego programu dokumentalnego, pamiętam ją jako wyjątkowo ciepłą i pełną pasji osobę, która potrafiła udzielić mnóstwa cennych rad naszym studentom. Z kolei film Anety Kopacz powstał w ciągu kilku ostatnich miesięcy życia Joanny Sałygi, która przez dwa lata na swoim blogu „Chustka” opisywała walkę z rakiem. Bardzo śmiało dzieliła się z czytelnikami swoim światem, okraszała dramatyczne wydarzenia ciętym, często wisielczym humorem – była niezwykłą osobą. Myślę, że Joanna chciała ocalić te kilka ostatnich chwil przed zapomnieniem dla swojego syna, Jasia, zostawić mu pamiątkę w postaci filmu – dlatego zgodziła się na wpuszczenie naszej ekipy w najtrudniejszym momencie. Jest to jednak sytuacja rzadko spotykana, wymagająca wielkiej odwagi. Przemijanie łączy się naturalnie ze starością, a sędziwy bohater jest w sposób oczywisty ciekawy dla filmu dokumentalnego – więcej przeżył, doświadczył, może mieć więcej do opowiedzenia lub potrafi spojrzeć na rzeczywistość z zupełnie innej perspektywy. W poprzednich latach wyprodukowaliśmy np. „Decrescendo” Marty Minorowicz czy „Pogodną” Renaty Gabryjelskiej, w których te tematy także są obecne. Bardzo ciekawy jest natomiast Henryk Fast, bohater filmu Agnieszki Elbanowskiej, który również musi się zmierzyć ze swoim wiekiem, lecz robi to w zupełnie inny sposób: nie godzi się z upływem czasu, pragnie, by inni (zwłaszcza kobiety) postrzegali go tak, jak on sam się czuje – pełnego werwy i humoru. Z jednej strony autoironiczny, z dużym dystansem do siebie, z drugiej jest jednak postacią tragiczną – wiemy, że nie ma szans w konfrontacji ze światem i przemijaniem.

Jeszcze w temacie przemijania - coraz częściej dokumentaliści sięgają po historie prywatne, zaczerpnięte z własnego życia. Mówi się o przekraczaniu granic, emocjonalnym ekshibicjonizmie reżyserów. Czy dostrzega Pan w tej tendencji ryzyko natury etycznej?

Oczywiście, najlepiej robić filmy o tym, co się zna, czego się doświadczyło, co przeżyło - filmy dokumentalne o sobie, własnej rodzinie to nic nowego. W Szkole Wajdy dokumentaliści uczą się odpowiedzialności wobec bohatera, a czasem nawet odpowiedzialności za bohatera – nawet jeśli ktoś zgodzi się na udział w filmie, to reżyser musi uważać, by swoimi decyzjami nie wyrządzić mu krzywdy. Nie wolno zawieść zaufania ludzi, którzy otwierają się na potrzeby filmu. Z drugiej strony, z samym sobą czy ze swoimi najbliższymi możemy sobie pozwolić na więcej, chyba łatwiej przychodzi twórcom zbliżenie się do tej niebezpiecznej granicy – część widowni może uznać, że została ona przekroczona. Jednak zanim uznamy, że dokumentaliści pokonali jakieś bariery, uświadamiamy sobie, że już dawno zrobiła to kolorowa prasa, sensacyjne talk-shows, itp. Film podąża za zmieniającą się rzeczywistością, gustami – do jakiego stopnia powinien to robić, to oczywiście kwestia indywidualnego wyczucia. Ale też bez przekraczania pewnych granic nie ma rozwoju.

Czy Krakowski Festiwal Filmowy to ważne wydarzenie w kalendarzu szkoły? Jak mocno czujecie się Państwo związani z tą imprezą?

Jesteśmy obecni co roku, oprócz reprezentantów Szkoły często przyjeżdża tu grupa naszych studentów i absolwentów. Od kiedy produkujemy filmy dokumentalne, zgłaszamy je na Krakowski Festiwal i z satysfakcją donoszę, że co roku nasze produkcje były zapraszane do konkursu, często nagradzane lub wyróżniane. Szkoła dwukrotnie zdobyła tytuł Najlepszego Producenta. Jak można nie kochać takiej imprezy?

Gdzie jeszcze, oprócz KFF, będzie można w tym roku zobaczyć filmy produkowane przez Wajda Studio?

Nasze filmy wysyłamy na dziesiątki, może nawet setki festiwali w Polsce i na świecie, pomaga nam w tym zresztą Krakowska Fundacja Filmowa. Dystrybuujemy je również w telewizji, nie tylko publicznej, ale też na kanałach Planete, Canal +, Kino Polska, część jest dostępna także w Internecie: na Kinopleksie czy w Ninatece.

Gdy dwa lata temu pytaliśmy Pana o kondycję polskiego dokumentu, nie był Pan optymistą. Czy „Apel dokumentalistów” przyniósł zmiany w sytuacji rodzimego kina dokumentalnego?

„Apel dokumentalistów” przyniósł półtora roku temu pewne efekty, w TVP pojawiły się stałe pasma dokumentalne. Znalazły się też pieniądze - co prawda mniejsze niż te, które dawniej telewizja inwestowała w produkcje dokumentalne, ale umożliwiające dofinansowanie kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu produkcji rocznie. Przy okazji okazało się, że obawy o brak widowni zainteresowanej dokumentem nie sprawdziły się – oglądalność była przyzwoita, a niektóre pozycje zgromadziły przed telewizorami naprawdę sporą publiczność. Niestety, po kilku miesiącach fundusze na produkcję zostały mocno okrojone, zlikwidowano też część pasm i sytuacja znowu się pogorszyła. Telewizja nie może się wyrwać z zaklętego kręgu – produkuje za mało filmów, więc nie może utrzymać pasm prezentujących filmy dokumentalne. Nie „wychowuje” więc sobie widowni dokumentalnej i podejmuje decyzje o tym, że nie warto w takie filmy inwestować, bo liczba widzów jest za mała. I koło się zamyka. Wynika to między innymi z problemów finansowych całej telewizji, ale także z sytuacji, w której Telewizja Polska wciąż usiłuje konkurować ze stacjami komercyjnymi, choć nie powinno to być jej zadaniem. Polski Instytut Sztuki Filmowej od początku swojego istnienia wspiera produkcję filmów dokumentalnych, ale bez drugiej, solidnej podstawy w postaci TVP zainteresowanej produkcją dokumentalną, sytuacja się nie poprawi. Wśród „apelowiczów” pojawił się pomysł, by polski film dokumentalny uznać za dobro narodowe – nikt w świecie, oprócz nas, nie zrobi filmów na pewne tematy, dokumenty od początku były świadectwem swoich czasów, ich miejsca nie zajmą programy informacyjne ani reportaże. W tym kontekście np. likwidacja Polskiej Kroniki Filmowej to strata nie do odrobienia.

Co może stanowić przeszkodę w rozwoju polskiego dokumentu?

W sposób naturalny ciśnie się na usta odpowiedź „brak pieniędzy”, ale problemem jest też mylenie filmu dokumentalnego z każdą produkcją telewizyjną, opisującą rzeczywistość, jak reportaże, newsy, publicystyka. Dlatego też jednym z celów „Apelu” było postawienie wyraźnej granicy w telewizji między dokumentem i reportażem – żeby było jasne, reportaż też jest ważnym i wartościowym medium, nie należy jednak mieszać tych dwóch gatunków. Przydałoby się też więcej filmów wymyślonych z rozmachem, jak np. „Wirtualna wojna” Jacka Bławuta, czy takich odjechanych, jak „Królik po berlińsku” Bartka Konopki, w których autorzy są w stanie dać upust swojej wyobraźni. Powraca tu jednak kwestia pieniędzy…

Rozwój których karier młodych dokumentalistów powinniśmy bacznie obserwować?

Oczywiście tych związanych ze Szkołą Wajdy.

Dziękuję za rozmowę i życzę Szkole Wajdy sukcesów podczas 53. Krakowskiego Festiwalu Filmowego.

Dziękuję bardzo.