TRZECI DZIEŃ 53. KFF – KOLEJNE DOKUMENTY W KONKURSIE POLSKIM

Trzeciego dnia 53. Krakowskiego Festiwalu Filmowego w Konkursie Polskim pokazanych zostanie kolejnych pięć dokumentów: „Miłość” Filipa Dzierżawskie-go, „Moja Wola” Bartosza M. Kowalskiego, „Wypadek” Anny Więckowskiej, „Inny film” Brygidy Frosztęgi-Kmiecik i „Self(less)-portrait” Mateja Bobrika. Zapraszamy do czytania recenzji filmów, a także na projekcje do kin.

„Miłość”

Jest rok 1998. Yassowy zespół „Miłość” przestaje funkcjonować w swoim podstawowym składzie: Tymon Tymański, Mikołaj Trzaska, Leszek Możdżer, Jacek Olter, Maciej Sikała. Dziesięć lat później dochodzi do reaktywacyjnej próby. Wydarzenie rejestruje Filip Dzierżawski (m. in. współautor telewizyjnego programu kulturalnego „Łossskot”) i Andrzej Wojciechowski. W głowach muzyków kłębi się myśl, by znów pograć, możne nawet nagrać płytę, pojechać w trasę – generalnie, otworzyć nowy rozdział w historii grupy. W głowach filmowców kłębi się myśl, by o tym wszystkim zrobić film.
Co dokładnie zobaczymy w dokumentalnym debiucie Filipa Dzierżawskiego pt. „Miłość” (2013)? Mówi lider grupy Tymon Tymański: Nasza wspólna historia… Bzykanie wspólnych przyjaciółek, wspólne dragowanie… Eksperymenty wspólnotowe i muzyczne, przebywanie ze sobą na okrągło przez 24 godziny na dobę… Nasze sympatie i animozje, setki godzin prób i koncertów, przegadane noce … Choroba i samobójstwo Oltera… Tego wszystkiego nie da się opowiedzieć, ale to wszystko – podskórnie – pulsuje w naszym filmie.
Rzeczywiście, to wszystko pulsuje. Przede wszystkim trzeba docenić robotę, jaką wykonała cała ekipa realizacyjna, bo zapewne ślęczała dniami i nocami w archiwach telewizji, a także przesłuchiwała tysiące godzin muzyki – natrafiamy na takie perełki, jak świetny reportaż „Kwartet Miłość” (1992) Mirka Judkowiaka czy fragmenty z prywatnego archiwum Tymańskiego. Do tego dochodzi jeszcze cała masa fotografii (twórczo przetworzonych poprzez dzielenie ich na części, przybliżanie, rozmywanie), zapiski z Jazz Jamboree, nagrania z Lesterem Bowie, sceny inscenizowane (nakręcone na taśmie!) i rejestracja reaktywacyjnej próby (właśnie to wydarzenie stanowi motyw przewodni filmu).
Jest jeszcze jedna ważna rzecz. Określenie Tymańskiego – „pulsuje” – doskonale odzwierciedla to, co w tym filmie jest najlepsze. To pulsowanie sprawia, że „Miłość” wyróżnia się z masy przeciętnych, często nudnawych dokumentów biograficznych.
Po projekcji dalekie jest nam stwierdzenie, że czegoś było za dużo,  raczej odczuwamy głód (w pozytywnym słowa tego znaczeniu). Gadających głów, scen inscenizowanych, fotosów, zdjęć współczesnych jest tyle, ile być powinno. W tym wariackim kolażu wszystko wydaje się być na swoim miejscu. Widać też, że Dzierżawskiemu zależało, by film miał odpowiedni klimat, nastrój, dzięki czemu możemy blisko i swobodnie wniknąć w relacje między muzykami.

Daniel Stopa

„Moja Wola”

Wola to wewnętrzna siła, która popycha jednostkę do działania. Wola to także dawna przemysłowa dzielnica Warszawy, z jednej strony piękna i luksusowa, z drugiej skrajnie biedna i zniszczona. „Moja Wola” Bartosza M. Kowalskiego spaja te dwa znaczenia w opowieści o dwóch przyjaciołach z kamienicy, którzy na różne sposoby starają się realizować ambicje. Starszy z nich, bokser-amator Paweł, traktuje Bartka jak brata – na swój prostolinijny, nieokrzesany sposób opiekuje się przyjacielem i czuje się za niego odpowiedzialny. Młodszy ma natomiast jedno, za to ogromne marzenie – chce zostać kaskaderem i występować w filmach akcji, zaś za tym pragnieniem idzie ciężka praca. Pod okiem Pawła Bartek trenuje mięśnie i kondycję, wykazując ogromną determinację i świadomość celu. Nawet deprymujący go brat, który właśnie wyszedł z więzienia, nie jest w stanie zakłócić obranego przez bohatera kursu.
Kowalski bardzo precyzyjnie potraktował warstwę wizualną swojego filmu. Wola we współfinansowanym przez HBO Europe filmie jawi się jako dzielnica skrajnej nędzy, podobna raczej do śląskich biedaszybów niż stołecznych luksusowych osiedli. Mimo to niezwykle plastyczne zdjęcia, często utrzymane w niebiesko-szarej tonacji, sprawiają, że „Moja Wola” okazuje się być raczej baśnią utrzymaną w stylu „from zero to hero” niż dokumentalnym świadectwem. Bohaterowie nie unikają jednak wulgarnego języka, a ich codzienność pełna jest prymitywnych zachowań, które trudno byłoby pochwalić. Surowość rzeczywistości tonowana jest jednak sprawdzonymi środkami filmowymi. Bogata warstwa muzyczna i częste oddawanie możliwości dialogu bohaterom powodują, że obraz Bartosza Kowalskiego ogląda się jak bardzo dobrą fabułę. Wiemy jednak, że bohaterowie są ludźmi z krwi i kości, a ich determinacja musi doprowadzić ich do obranych celów.

Dawid Myśliwiec

Wywiad z Bartoszem M. Kowalskim można przeczytać tutaj.

„Wypadek”

Bohaterem filmu "Wypadek" jest Maciej Zientarski, znany dziennikarz motoryzacyjny, pasjonat szybkich samochodów. Film rozpoczyna się już po wypadku, w którym zginął kolega Maćka, a sam reporter został przetransportowany do szpitala w stanie ciężkim. Jesteśmy świadkami trudów rehabilitacyjnych z jakimi zmaga się bohater, a także procesu sądowego. Maciej jest bowiem oskarżony o nieumyślne spowodowanie wypadku. „Wymienili mi mózg” – mówi bohater. Czuje się mniej inteligentny, ma częściową amnezję i stracił wiele ze swojej sprawności fizycznej. Porusza się sztywno, powoli, nie jest w stanie otwierać szeroko ust.
Dlatego właśnie Maciej Zientarski ogląda swoje zdjęcia, programy telewizyjne ze sobą w roli głównej tak, jakby patrzył na obcego człowieka. Jednak odwołuje się do sukcesów Macieja sprzed wypadku. Czuje się bezużyteczny, bo wie, że nie jest w stanie nawet największym wysiłkiem osiągnąć tego, co miał. W dodatku znajduje się pod presją internautów, którzy zarzucają mu zabicie człowieka w śmiertelnie szybkiej i bezmyślnej jeździe po ulicach Warszawy.
Czy twórcy usprawiedliwiają Zientarskiego? Może nawet heroizują? Na to pytanie muszą sobie odpowiedzieć widzowie. Zagadnienie to blednie jednak całkowicie w obliczu tego, co tak naprawdę stanowi główny przedmiot dokumentu. Jest nim nasz strach, nasz własny lęk przed tym, że możemy w jednym momencie stracić rzeczy tak dla nas oczywiste: zdrowie, pozycję zawodową, rodzinę. Boimy się tego, że to wszystko, na co pracowaliśmy latami, może w jednej chwili zniknąć. Wtedy trzeba będzie podjąć po raz kolejny walkę o to, co się utraciło. Gdy celem jest sukces z konieczności mniejszy niż poprzedni, połowiczny, walka może okazać się niezwykle trudna. Los Zientarskiego jest tylko skrótem starzenia się i umierania każdego człowieka.

Michał Kucharczyk


„Inny film”

Głównym wątkiem "Innego filmu" jest realizacja filmu Marcina Kondraciuka pt. „Droga do zrozumienia”, który powstał w ramach zajęć „filmoterapii planowej”, organizowanej przez  Gliwicki Klub Filmowy WROTA. Kamera Brygidy Frosztęgi-Kmiecik pojawia się na planie i przygląda bohaterom. Nie sam film jest tu istotny a wszystko to, co dzieje się wokół niego. Reżyserka, nie pierwszy zresztą raz w swojej karierze podejmuje temat ludzi ograniczonych przez okaleczoną fizyczność lub intelekt. Pokazuje, że pod tą ułomną powierzchnią, jest coś więcej - ciekawość świata, pasja, wrażliwość i bezinteresowna chęć pomocy innym.
Poznajemy upośledzonego Daniela, Tomasza, Pawła, Michała, Damiana i jego siostrę Anię w momencie przygotowywania się do castingu. Bardzo denerwują się przed pierwszą rozmową z ekipą filmową. Widzimy, że są zdeterminowani i posiadają niezwykłe osobowości, dzięki którym od pierwszych chwil zdobywają sympatię twórców filmu. Fabuła, w której grają bohaterowie opowiada o przygodach trójki upośledzonych przyjaciół, którzy uciekają z zakładu, aby zakosztować życia. Choć jest to wymyślona historia, to w obiektywie Frosztegi - Kmiecik zaczyna pokrywać się z rzeczywistością. Wyprawa, w którą protagoniści zostają zabrani przez ekipę filmową, dla większości z nich jest jedyną okazją by choć raz w życiu być daleko od domu, spać w namiocie, jeździć kajakiem czy zobaczyć morze. Poznają świat, do którego wcześniej nie mieli możliwości wkroczyć. Lęk przed tym, co nieznane, dzięki tej filmowej przygodzie zostaje przełamany.
Widzowie z kolei poznają ich codzienną rzeczywistość, o której większość zdrowych ludzi ma jedynie mgliste wyobrażenie. Nie zawsze jest ono prawdziwe i obiektywne. Jest bowiem często wynikiem stereotypów, uprzedzeń i lęków. Widzimy, że praca z nimi jest trudna, ale dostrzegamy jej pożyteczne aspekty - funkcje terapeutyczną i pozytywny wpływ na społeczną świadomość. To właśnie ten film pozwala nam zrozumieć i dostrzec drugiego człowieka, którego inność przestaje być barierą. Dzięki niemu możemy również przyjrzeć się sobie, kim jesteśmy, jak myślimy i postępujemy.

Magdalena Ciesielska

„Self(Less)-portrait”

Jeśli reżyser filmu dokumentalnego rozpoczyna swoje dzieło od pożegnania ze zmarłą matką, możemy spodziewać się, że dalej może być tylko trudniej. Matej Bobrik pokazuje jednak, że nie musi. W swoim „Self(less)-portrait” zawiera kilka tygodni, a może kilka miesięcy swojej codzienności następujących po śmierci rodzicielki, w trakcie których dokonuje bardzo ważnego życiowego wyboru, próbuje nie zaniedbać relacji z osamotnioną babcią, a przede wszystkim zacieśnia polsko-japońską współpracę w ramach swojego związku z Mariko. Niezwykle prosta historia zostaje więc wzbogacona o konteksty międzynarodowe i międzykulturowe, co pozwala Bobrikowi na uzyskanie uniwersalności przekazu.
Urodzony w Pradze reżyser swoją etiudą urzekł jurorów Festiwalu Filmów Studenckich „Łodzią po Wiśle”, zdobywając Grand Prix i nagrodę dla najlepszej etiudy dokumentalnej. Nietrudno zrozumieć zachwyt kapituły – w „Self(less)-portrait”, choć kilka sytuacji zostało precyzyjnie zainscenizowanych, nie odnajdziemy fałszu ani sztuczności, w zamian otrzymując pełną wdzięku spontaniczność. Ogromna w tym zasługa Mariko, partnerki reżysera, która wnosi do filmu naturalność i ogromną dawkę humoru. Bobrik niekiedy filmuje ich wspólne życie subiektywnie, trzymając kamerę w ręku, innym razem montując ją w samochodzie. Stricte dokumentalne ujęcia przeplata stylizowanymi, absurdalnymi scenkami, w których wraz z Mariko wykonuje nietypowe czynności. „Self(less)-portrait” to optymistyczna zabawa filmem, która jednocześnie staje się pochwałą życia na przekór śmierci.

Dawid Myśliwiec