56. DOK.LEIPZIG – WYWIADY Z TWÓRCAMI POLSKICH FILMÓW

56. edycja festiwalu DOK.Leipzig startuje już w najbliższy poniedziałek, 28 października. W jej programie znalazło się aż dwanaście polskich filmów. Danielowi Stopie udało się porozmawiać z reżyserami kilku z nich – Anetą Kopacz („Joanna”), Agnieszką Elbanowską („Niewiadoma Henryka Fasta”) i Piotrem Staskiem ("Dziennik z podróży"). Zapraszamy do lektury.

Aneta Kopacz, reżyserka filmu „Joanna” w rozmowie z Danielem Stopą ujawniła między innymi zasady, którymi kierowała się podczas realizacji filmu, aby nie naruszyć prywatności swojej bohaterki:

Przy takich realizacjach często mówi się o granicach w dokumencie, co można i w jaki sposób pokazać. Joanna odsłoniła przed panią intymne, prywatne życie. To wymagało szczególnego podejścia?    

Praktycznie z dnia na dzień Joanna wpuściła do swojego życia kompletnie obcą osobę, obdarzyła mnie wielkim zaufaniem i starałam się tego nie zaprzepaścić. Zaproponowałam kilka zasad. Jedna z nich to zminimalizowana ekipa filmowa, żeby nie wprowadzać niepotrzebnego zamieszania i zachować jak największą intymność, Inna: w każdej chwili Joanna mogła powiedzieć dość, koniec filmu. Na bieżąco montowałam materiał, pokazywałam jej efekty naszej pracy. Chciałam, aby czuła się bezpiecznie, wiedziała, że nie robimy nikomu krzywdy, że zdjęcia są dyskretne – tak jak obiecywałam. Była zachwycona.

Cały wywiad z Anetą Kopacz znaleźć można tutaj.

Autorka filmu „Niewiadoma Henryka Fasta” – Agnieszka Elbanowska w przeprowadzonym przez Daniela Stopę wywiadzie również porusza temat prywatności bohatera, mówi też o osobistym wymiarze relacji z nim:

Finałowa rozmowa bohatera z córką zmienia tonację filmu. Nagle spoglądamy na niego zupełnie innymi oczami, oczami które kryją żal. Czy trudno było podjąć decyzję o umieszczeniu tej sceny w filmie?     

Jej realizacja, to był trudny moment. Odebrałam ją bardzo osobiście i potrzebowałam czasu, żeby nabrać do tego dystansu, żeby oddać bohaterom ich święte prawo do własnego zdania. W filmie pada wiele odważnych słów, mówi się o seksie, kupowaniu miłości, pojawiają się rysunki erotyczne, które krok po kroku prowadzą nas do zaskakującej kulminacji. Ale największą intymność osiągamy dopiero w ostatniej scenie. Nie ma w niej erotyki, która tak naprawdę może być tylko jedną z wielu masek. Jest za to najbardziej osobista prawda, jakiej możemy dotknąć. Może właśnie dlatego, że nie ma już formy, są realne emocje. Miałam świadomość, że w momencie, w którym dopuszczono nas do takiej rozmowy, nasza odpowiedzialność stała się jeszcze większa. Wiedziałam, że to jest absolutnie kluczowa scena, która musi zamykać całą opowieść, ale jednocześnie bałam się, że stworzę finał na kształt sądu ostatecznego, a mojego bohatera obsadzę w roli oskarżonego. Myślę, że udało się tego uniknąć i zakończenie niesie ze sobą rozgrzeszenie, bezwarunkową akceptację i oddanie.

Pełną treść wywiadu z Agnieszką Elbanowską znaleźć można tutaj.

Piotr Stasik opowiedział o tym, jak "sfabularyzował" się pomysł na biografię Tadeusza Rolke oraz o tym, jakie cechy wspólne dostrzega u siebie i bohaterów "Dziennika z podróży".

Rozmawiamy o pomysłach i inspiracjach. Pan w jednym z wywiadów wspomniał, że „Dziennik z podróży” – podobnie zresztą jak „Koniec lata” – wynikł po części z młodzieńczych doświadczeń?

Obaj bohaterowie przypomnieli mi moje dzieciństwo. Okazało się, że wszyscy zaczęliśmy fotografować w tym samym wieku, gdy mieliśmy 15 lat: Tadeusz w 1942 roku w zburzonej Warszawie, ja na mojej wsi pod Sieradzem, a Michał pod okiem mistrza. Pamiętam z tamtych lat, że monotonna praca w polu, kontakt z naturą i brak rozrywek sprzyjały melancholii. Jednocześnie pod wpływem książek z biblioteki i obejrzanych w telewizji filmów (w PRL-u puszczali klasykę polskiego i zagranicznego kina) rodziła się, trudna do zwerbalizowania i przełożenia na realność, potrzeba tworzenia. Czułem się inny, wiedziałem, że moi rówieśnicy tego nie przeżywają, nie zadają sobie takich pytań, nie wiedzą, co to iluminacja. Dopiero w „Zmorach” Marczewskiego spotkałem takiego bohatera, wrażliwca, który przeżywa katusze i uniesienia, by w końcu zacząć pisać wiersze. Wtedy chciałem, żeby ktoś do mnie przybył, wskoczył na to moje pole i porwał mnie do świata ideałów i określonej estetyki, gdzie mógłbym tworzyć i żyć. No, ale niestety nikt taki nie przyszedł, więc zbudowałem sobie enklawę, wioskę indiańską z worków po sztucznych nawozach, a potem na targu od Ruskich kupiłem Zenitha, którym zrobiłem pierwsze zdjęcia. Pamiętam to uniesienie, ciepła jesień, ustawiam zardzewiałą taczkę na beczce i czuję, że ziemia kręci się w tę stronę, w którą powinna. Ta wyprawa kamperem po latach była spełnieniem moich młodzieńczych marzeń o spotkaniu mistrza.

Cały wywiad z Piotrem Staskiem Przeczytać można tutaj.