Rozmowa z Andrzeje Fidykiem

W "Dużym Formacie", dodatku do "Gazety Wyborczej", ukazała się rozmowa z reżyserem filmu "Yodok Stories", który swoją premierę w Gdańsku na festiwalu Solidarity of Arts Kadr.

Rozmowę przeprowadził Witold Szabłowski.

Fragment:

"Trochę mnie razi zestawienie - musical i obozy koncentracyjne.

- W Korei nie ma w tym nic rażącego. Tamtejsza kultura jest dużo bardziej kolorowa, krzykliwa.

Zaczęło się od tego, że miałem zrobić dokument o północnokoreańskich obozach koncentracyjnych, ale nie wiedziałem jak. Przecież tam nie można wejść i filmować. Zresztą po filmie "Defilada", który zrobiłem w 1988 roku, do Korei Północnej już bym nie wjechał.

Wiedziałem, że jest kilka osób, którym udało się z obozów wydostać i uciec do Korei Połud-niowej. Ale oprócz nich trzeba coś pokazać. Wymyśliłem, że to może być spektakl, w którym oni wystąpią. Pojechałem do Seulu, żeby znaleźć wykształconego w Korei Północnej reżysera. Tak znalazłem Jung Sun Sana.

Przyjechał pan i powiedział: zróbmy musical o obozach koncentracyjnych?

- Najpierw chciałem zrobić sztukę teatralną. Dopiero w rozmowach wymyśliliśmy, żeby to był musical, bo ludzie dużo chętniej na niego pójdą. A nam zależało, żeby oprócz filmu zrobić wydarzenie, które będzie miało dużą widownię. Koreańczycy z Południa bardzo mało wiedzą o tym, co się dzieje na Północy.

Na początku pojechałem do Junga na plan filmowy. Robił film fabularny o tym, że w Korei Północnej nie ma św. Mikołaja. Na jakiejś wsi wylądował balon czy spadochron ze spektakularną, japońską zabawką. Jedne dzieci się bawiły, inne chciały je zadenuncjować. Co miał ten Mikołaj z nimi wspólnego, nie pamiętam.

Miałem straszne problemy z tłumaczem. To jedna z największych bolączek w pracy nad "Yodok Stories". W każdym języku europejskim, nawet jak go nie znasz, po jakimś czasie zaczynasz się orientować. W Korei ktoś chrząknie i nie wiesz, czy coś ważnego powiedział, czy to brud, który trzeba wyrzucić przy montażu. W dodatku na Północy wszystko jest przerysowane, jakbyś czytał "Trybunę Ludu" do którejś potęgi. Nie używają zapożyczeń. Na przykład na bramkarza mówią: człowiek, który łapie piłki." 

Całość do przeczytania tutaj