WYWIAD Z KACPREM CZUBAKIEM, REŻYSEREM FILMU „PUSTELNICY”

"Ilu pustelników, tyle pomysłów na życie w samotności" - mówi Kacper Czubak w rozmowie z Olgą Słowiakowską.


W jaki sposób znalazł Pan bohaterów filmu?

Kacper Czubak: Interesowało mnie, dlaczego niektórzy ludzie wybierają samotność jako sposób na życie. Odwiedziłem kilkunastu pustelników mieszkających samotnie gdzieś w Polsce. Każdy z nich miał inny pomysł na to swoje pustelnicze życie, często daleki od pospolitych wyobrażeń, ale każdy z nich używał słowa „pustelnik” na określenie tego, jak żyje. Zaskoczyło mnie, że ilu pustelników, tyle pomysłów na życie w samotności. Jako ostatnich odwiedziłem Mariana i Grzegorza. Okazało się, że dwóch pustelników reprezentujących kompletnie odmienne poglądy mieszka właściwe razem – drzwi w drzwi. Czego można chcieć więcej dla filmu.


Jaki miał być punkt wyjścia filmu – ukazanie różnic pomiędzy dwoma Pustelnikami czy sam fakt istniejącego pomiędzy nimi konfliktu?

K.C.: Myślę, że Grzegorz i Marian są dobrym przykładem na to, że określenie pustelnik, może oznaczać coś bardzo różnego. To mnie najbardziej zainteresowało. Grzegorz jest na pierwszy rzut oka pustelnikiem z wyboru, oddał swoje życie Bogu, bo tak zdecydował. Marian jest raczej uciekinierem. Życie go w pewnym sensie pokonało i dlatego zerwał kontakt z ludźmi. Każdy z nich uważa się za pustelnika, ale mają inne motywy i inny sposób życia. 


Jak długo zajęło Panu nawiązanie kontaktu z Pustelnikami? 

K.C.: Odwiedziłem ich dwa razy zanim przyjechałem z kamerą. Z Grzegorzem nie było problemu, jest bardzo kontaktowy, zresztą nieraz występował już w wywiadach dla lokalnych telewizji, które przypominają sobie o „uduchowionych” mężach przy okazji większych świąt kościelnych. Kamera go lubi i on lubi kamerę – jest trochę próżny, choć nie zawsze dawał się filmować. Najchętniej wygłaszałby uduchowione przemówienia do kamery. Marian nie chciał rozmawiać. Jak tylko mnie widział zamykał się w pustelni. Kiedy jechałem na zdjęcia, nie miałem pewności czy uda mi się z nim porozmawiać. Ale kropla drąży skałę. Znaleźliśmy w końcu wspólny temat, bo okazało się, że Marian maluje, a kiedyś dużo fotografował.


Ile razy musiał Pan wracać do Pustelnika Mariana, aby wreszcie się otworzył? Czy w ogóle na początku wyraził zgodę na obecność kamery?

K.C.: Marian jest bardzo podejrzliwy i gwałtowny. Za pierwszym razem prawie oberwałem piłą. Żeby zdobyć jego zaufanie, musiałem chodzić do niego sam. Bez dźwiękowca. Ale nawet kiedy już zaakceptował obecność kamery, zawsze żegnał mnie słowami, „Idź, idź!”.


Bardzo często w rozmowach z Panem Marianem słychać Pański komentarz zza kadru. Czy od początku planował Pan podobny udział w materiale? Miał on pokazywać także Pański osobisty stosunek do przedstawianej historii? 

K.C.: To było spontaniczne, wywiady z Marianem to były właściwie rozmowy i takimi pozostały w filmie.


Co w Pańskim zamierzeniu miało pokazać skontrastowanie mieszkańców wsi z Pustelnikami – fascynację ich trybem życia czy raczej brak zrozumienia dla ich wyboru?

K.C.: Myślę, że mieszkańcy wsi doświadczają samotności w swoim życiu podobnie jak Grzegorz i Marian. Różnica jest taka, że bardziej się tej samotności boją i nie widzą potrzeby, żeby się z nią zmierzyć. Wręcz odwrotnie – raczej zrobią wszystko, żeby jej uniknąć. Jak większość z nas. Pojawia się pytanie, co Marian i Grzegorz dzięki tej samotności zyskują? To jeden z powodów, dla których chciałem zrobić ten film. Może boimy się spotkania z własnymi  myślami, które w samotności lepiej słychać.


Z wykształcenia jest Pan operatorem filmowym. Kiedy narodził się w Panu pomysł na stworzenie własnego filmu?

K.C.: Pierwszy raz pomyślałem o szkole filmowej kiedy obejrzałem film Spielberga „Jurassic Park”. Najpierw chciałem zostać reżyserem, ale na egzaminie uznano, że będę lepszym operatorem. Teraz nie wyobrażam już sobie, żebym miał wykonywać inny zawód. Uwielbiam patrzeć w lupę, ustawiać światło. Czasem jednak chciałoby się coś powiedzieć od siebie, trochę więcej niż może operator. Tak było kiedy przeczytałem pewien artykuł o pustelnikach.


Jak bardzo, Pańskim zdaniem, osobowość i styl operatora wpływa na kształt filmu dokumentalnego?

K.C.: Tak bardzo jak mu reżyser pozwoli...


Czy wyobraża Pan sobie powierzenie autorstwa zdjęć innemu operatorowi w reżyserowanym przez siebie filmie? 

K.C.: Coraz bardziej kompaktowa technika zdjęciowa pozwala na połączenie funkcji reżysera i operatora, a czasem i dźwiękowca w jednej osobie, ale moim zdaniem siłą filmu jest to, że powstaje w zespole, że jest wynikiem wspólnej pracy reżysera, operatora i dźwiękowca, a w przypadku filmu fabularnego jeszcze wielu innych twórców. Przy „Pustelnikach” nieoceniona dla mnie była współpraca z dźwiękowcem - Maćkiem Krupą i przegadane wspólnie wieczory po zdjęciach podczas oglądania materiałów. Z drugiej strony czasami trzeba być z bohaterem sam na sam, ale wtedy pomaga świadomość, że jest ktoś jeszcze komu można zaraz pokazać nagranie.


Bardzo wiele Pan podróżuje, fotografując odległe miejsca. Co daje Panu jako twórcy możliwość większego wyrazu: fotografia czy film?  I jak, w związku z tym wyborem,  wyglądają Pana dalsze plany? 

K.C.: Jak się ma kamerę w ręku, to nie ma już miejsca na aparat. Ostatnio fotografuję tylko czasami, pudełkiem od zapałek. Bo zajmuje mało miejsca w kieszeni. Wolę film, bo lubię pracę w zespole - ten czas kiedy reżyser i operator szukają najlepszego sposobu, żeby opowiedzieć historię, która ich fascynuje. Moje następne plany są przede wszystkim operatorskie. W tej funkcji czuję się najlepiej. Ale chciałbym zrobić dalszy ciąg Pustelników. Okazało się, że Marian miał rodzinę, żonę, dzieci... Chciałbym lepiej poznać jego historię, może kiedyś usłyszę od niego „To kiedy znowu wpadniesz?”.



Z Kacprem Czubakiem rozmawiała Olga Słowiakowska.