FILM „BĘDZIESZ LEGENDĄ CZŁOWIEKU” JUŻ W PIĄTEK W KINACH

Dziś premiera najnowszego, długo wyczekiwanego filmu dokumentalnego Marcina Koszałki, „Będziesz legendą człowieku”, który od piątku oglądać będzie można w polskich kinach. Zapraszamy do przeczytania recenzji Daniela Stopy.

Zacznę od tego, że „Będziesz legendą człowieku” to nie jest telewizyjny dokument o Euro,  ani laurka dla zagorzałych kibiców i gospodarzy mistrzostw, którzy po dziś dzień chełpią się organizacyjnym sukcesem. To nie jest też pigułka wypełniona niezapomnianymi chwilami, top najpiękniejszych bramek, dokument nie rozpoczyna się uroczystą ceremonią otwarcia i nie kończy hiszpańską fetą na Stadionie Olimpijskim w Kijowie. Koszałkę nie interesowały oczywiste rozwiązania i dzięki temu ma film o Euro niejako bez Euro, dokument, który zobaczyć mogą wszyscy.

Oczywiście, kiedy kręci się taki film, nie da się w zupełności uciec od piłki nożnej. Koszałka o tym wiedział, dlatego oglądamy fragmenty potyczek biało-czerwonych i kolorowy, falujący tłum kibiców, są gole naszych reprezentantów, ich rywali i nowe stadiony. Ale te ujęcia nie mają dużo wspólnego z typowo telewizyjną transmisją, swoją fakturą, wyborem planu i punktem widzenia przypominają raczej kapitalne zdjęcia z „Deklaracji nieśmiertelności”, a nawet sceny ze „sportowych” filmów Bogdana Dziworskiego, który zresztą sekundował  autorowi w trakcie realizacji i bezwątpienia jest jego mistrzem .  

Ale wróćmy do początku. Skoro wiadomo już, czego autor nie pokazał, wypada zadać pytanie: co w takim razie pokazał? O dziwo, Koszałka penetruje tematy, które od dawna go nurtują. Specjalista od rodzinnych dramatów („Takiego pięknego syna urodziłam” 1999,  „Do bólu”, 2008 – by wspomnieć niektóre) zbliżył się z kamerą do rodzinny Damiena Perquisa, która wraz z naszym naturalizowanym reprezentantem przyjechała na turniej, wspierała piłkarza, kibicowała, wzruszała się, doświadczała dramatów, mówiąc najkrócej: zachowywała się jak my wszyscy. Dodatkowo, w centralnym punkcie znajduje się dość skomplikowana relacja Damiena z ojcem, ewoluująca na naszych oczach w trakcie Euro. Drugim, równie ważnym bohaterem jest Marcin Wasilewski. Najstarszy w drużynie, traktowany przez innych zawodników z respektem „Wasyl” przypomina Piotra „Szalonego” Korczaka, bohatera „Deklaracji nieśmiertelnośći”. Dla obu upływ czasu, przemijanie jest największą porażką. I Wasilewski, i Korczak nie potrafią sobie z tym poradzić, nie spełnili się jako sportowcy, czują niedosyt, wiedzą, że mogli zrobić dużo więcej, że drugiej szansy już nie dostaną.

W „Będziesz legendą człowieku” najbardziej uderza samotność Perquisa i Wasilewskiego. Piłkarze toczą indywidualną walkę ze swoimi problemami i aż trudno w to uwierzyć, bo przecież znajdują się w środku futbolowego święta, radosnego festynu, otoczeni przez rodzinę, kolegów z zespołu, sztab medyczny i szkoleniowy, wspierają ich miliony ludzi, a i tak czują się na aucie, wykluczeni, wyrzuceni ze społeczeństwa.

Samotny i zagubiony jest też były prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, Grzegorz Lato. To chyba najciekawsza, poza głównymi bohaterami, postać. Niegdyś wielka gwiazda, bezdyskusyjnie sportowa legenda, król strzelców Mistrzostw Świata w 1974 roku, dziś musi się liczyć z krytyką (nienawiścią?) fanów polskiej piłki. Lato z ogromnym sentymentem wspomina swoją sportową karierę, przywołuje różne historie i boiskowe anegdoty, do tego Koszałka pokazuje słynnego gola orła Górskiego w meczu z Brazylią i fragment filmu „Jeden z dwudziestu dwóch” (dokumentalny portret Laty) Tadeusza Junaka z 1976 roku. W czasach, gdy sportowiec jest celebrytą, gdy topowi piłkarze żyją w luksusie, jeżdżą drogimi samochodami i grają na pięknych stadionach, Lato tęskni za przykrótkimi spodenkami, szmacianą piłką, ligową szarzyzną, bo wtedy właśnie był prawdziwą legendą.

Postacią, która doskonale dopełnia dokument Koszałki, jest Wojtek Szczęsny. Ten młody, ale niezwykle doświadczony i utalentowany reprezentant, jest mistrzem w radzeniu sobie z presją turnieju, prawdziwym pokerzystą, gwiazdorem znającym swoją wartość i umiejętności (nawet poza boiskiem, na Play Station nikt mu nie dorównuje). Ale ta pewność siebie i pewnego rodzaju próżność zostaje zachwiana, gdy w meczu otwarcia Szczęsny dostaje czerwoną kartkę. Jego zmiennik, Przemysław Tytoń, broni karnego, stając się tym samym nowym idolem, człowiekiem, którego nazwisko będą skandować miliony. Teraz to będzie Tytońmania – żartuje jeden z reprezentantów po meczu z Grecją. Tak właśnie rodzą się i upadają sportowe legendy.

Sport, a transmisja telewizyjna to dwie różne rzeczy – tak myślimy często, gdy głos komentatora sportowego oddziela nas od sedna sprawy. Doceniam dziennikarzy myślących, którzy wstrzymują się z czytaniem meczowych jedenastek, gdy kibice Liverpoolu śpiewają „You’ll never walk alone” i lubię operatorów wrażliwych, nie śledzących bezmyślnie piłkę, ale „żyjących” całym meczem, stadionem, widowiskiem. Często, gdy pokażesz mniej, opowiesz więcej – to dobra zasada. Marcin Koszałka zrobił dokument o Euro, ale niejako bez Euro, spojrzał na naszych piłkarzy tak, jak nikt dotąd.

Daniel Stopa