APEL DOKUMENTALISTÓW - DYSKUSJA TRWA

Po gwałtownej reakcji polskich dokumentalistów, apelujących o uznanie filmu dokumentalnego jako „jednego z priorytetów publicznej telewizji”, pojawiły się głosy za przywróceniem tej jakże istotnej roli dokumentu – nie tylko w świecie mediów, ale we współczesnym świecie w ogóle. W środę 15 grudnia w Gazecie Wyborczej ukazał się artykuł Tadeusza Sobolewskiego dotykający tego problemu. Swoją opinię wyraził również Krzysztof Gierat, dyrektor Krakowskiego Festiwalu Filmowego, którego wypowiedź mamy okazję opublikować. Znane jest już także stanowisko TVP.


Potrzebna jest nowa wizja dokumentu w TVP i nowe sposoby finansowania
– to jeden z najważniejszych postulatów w apelu polskich dokumentalistów i jednocześnie kwintesencja inicjatywy dotyczącej przywrócenia miejsca tego gatunku w polskiej telewizji publicznej. Tadeusz Sobolewski, popierając – jak sam określił – pospolite ruszenie dokumentalistów, w artykule dla Gazety Wyborczej (z dnia 15 grudnia) zwrócił uwagę na niezwykle ważną rolę filmu dokumentalnego przede wszystkim pod względem społecznym i ideologicznym. Na przykładzie etiudy jednego ze studentów PWSFTviT pokazał, w jaką stronę dzisiejsze kino dokumentalne iść powinno, a ponadto – że powinno iść nie samotnie i nie przeciwko TVP i PISF, lecz razem z nimi współpracując.

W artykule czytamy: Dokument świetnie służy do socjologicznego rozpoznania i analizy sytuacji. Widz takiego filmu wychodzi z ról biernego statysty lub bezmyślnego wyznawcy poglądów partyjnych, zaczyna widzieć różne strony. A także: Mamy burzliwy czas klarowania się demokracji. Dokument ma tu do odegrania ważną rolę. Ale w upartyjnionej telewizji publicznej uznano go za mało użyteczny. Czymś zupełnie niezrozumiałym jest brak współpracy TVP z PISF-em. (Całość artykułu można przeczytać tutaj).


Kolejnym głosem w dyskusji i jednocześnie odpowiedzią na artykuł Tadeusza Sobolewskiego jest poniższy tekst autorstwa Krzysztofa Gierata, dyrektora Krakowskiego Festiwalu Filmowego:

Całym sobą jestem za obecnością dokumentu w telewizji publicznej. Podobnie jak sygnatariuszy listu niepokoi mnie fakt, że polskie filmy zdobywają laury na całym świecie, a w Polsce są nieobecne. Coś o tym wiem, co i rusz spotykam się z opiniami o niebywałej sile polskiej szkoły, jej niepowtarzalnym charakterze pisma. Wielkie festiwale zagraniczne organizują dni polskie, panele dyskusyjne z udziałem naszych twórców, jesteśmy obecni w najpoważniejszych konkursach. Mało tego – zdobywamy spektakularne nagrody. Nie ma tygodnia bez sukcesu. Gdyby chcieć wymienić te najważniejsze, wyliczance nie byłoby końca… Co ciekawe, trofea przywożą młodzi. No, może za wyjątkiem naszego klasyka Marcela Łozińskiego, uhonorowanego nagrodą Europejskiej Akademii Filmowej za „Poste Restante”. W sukurs przyszedł mu jednak natychmiast syn Paweł, który triumfalny przemarsz festiwalowy rozpoczął nagrodą Prix Europa za „Chemię”. Tuż za nimi cała rzesza depczących im po piętach młodszych i całkiem młodych twórców (Koszałka, Kasperski, Wolski, Krawczyk, Piątek), którzy wygrywają w Amsterdamie, Lipsku, Teheranie, Meksyku, Sydney, a nawet otrzymują nominację do Oscara, jak Bartek Konopka i jego „Królik po berlińsku”. Jeśli spojrzeć na stronę www.polishdocs.pl to rekordziści bywają na kilkudziesięciu festiwalach, zdobywając nieraz po kilkanaście nagród, jak Wojciech Kasperski z „Nasionami”.

Świat żyje dokumentem, teraz głównie średnio- i pełnometrażowym. Od paru lat trafia on także do kin. U nas długich dokumentów prawie się nie produkuje, bo nie ma dla nich miejsca na antenie. Dlaczego podczas festiwali, także w Krakowie, trwa kiermasz pomysłów i rywalizacja o te najlepsze do emisji, jeszcze zanim powstaną? Kanały telewizyjne wchodzą w produkcję, by zapewnić sobie pierwszeństwo. Na targach filmowych trwa rywalizacja festiwali i dystrybutorów. Ten towar jest gorący, ale niekoniecznie w naszym kraju, nawet jeśli pamiętamy o wysiłkach HBO i TVN, czy kanału Religia, na którym (sic!) dostrzegam najwięcej filmów zagranicznych z naszego festiwalu.

Marzę o dokumencie produkowanym i emitowanym przez TVP. Rokrocznie wypatruję go podczas selekcji konkursowej, a potem usiłuję wyśledzić w programach telewizyjnych. W tej pierwszej konkurencji odnotowuję znacznie więcej sukcesów. Myślę, że ten zryw dokumentalistów powinien być także okazją do rozmowy, jakiego dokumentu oczekujemy i czym on dla nas jest. Mój niepokój budzą nie tyle pewne sformułowania apelu (retoryka manifestu dopuszcza uproszczenia), co wprowadzenie Tadeusza Sobolewskiego, który pisze o „pospolitym ruszeniu dokumentalistów” i „zapalniku”, jakim jest ich manifest, czyli używa nomenklatury rewolucyjnej, ale co gorsza formułuje dalej swoje wobec dokumentu oczekiwania, które są mi zdecydowanie obce, bo narzucają mu wypełnianie – jak niegdyś, jak zawsze – swego rodzaju misji. Nie zgadzam się, że „dokument świetnie służy do socjologicznego rozpoznania sytuacji. Widz wychodzi z ról biernego statysty lub bezmyślnego wyznawcy poglądów partyjnych, zaczyna widzieć różne strony”. 

Dokument niczemu nie służy, jest wypowiedzią artystyczną adresowaną do widza, a nie wyznawcy poglądów partyjnych. Poza katastrofą smoleńską i krzyżem na Krakowskim Przedmieściu wydarzyło się w Polsce i świecie wiele fascynujących historii, czekających na swoje udokumentowanie, ale nie w postaci głosu na temat, tylko w formie wypowiedzi artystycznej, która nas poruszy, pozostawi ślad, zmusi do refleksji. Nie chcę przez to powiedzieć, że sprawy z pierwszych stron gazet należy pozostawić dziennikom telewizyjnym i reportażom. Ważne, byśmy dokumentalistów nie obarczali zadaniami ich poprzedników z czasów „Solidarności”, czy nie daj Boże wcześniejszych. Żyjemy jednak w innych latach, a misją TVP nie musi być tylko pokazywanie propozycji alternatywnych do filmu Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego. Bo wówczas sprowadzimy dokument tylko do roli bardziej wyrafinowanego talk show, publicystyki z artystycznym sztafażem.


Dziś, ponownie na łamach Gazety Wyborczej, pojawiła się wypowiedź Jacka Snopkiewicza, dyrektora biura koordynacji programowej TVP S.A., który wskazuje na aktualnie podjęte działania, mające na celu zwiększenie roli filmu dokumentalnego w telewizji publicznej. Co więcej, Snopkiewicz zapewnia, że TVP jest otwarte na propozycje, które skrystalizują się na środowiskowej dyskusji dokumentalistów. Spotkanie to odbędzie się w piątek, 17 grudnia, w warszawskim Nowym Wspaniałym Świecie o godzinie 13:00.
(Artykuł Jacka Snopkiewicza można przeczytać tutaj).