ROZMOWA Z MICHAŁEM SZCZEŚNIAKIEM – AUTOREM FILMU „PUNKT WYJŚCIA”

„Punkt wyjścia” Michała Szcześniaka to jeden z polskich reprezentantów na 57. Festiwalu DOK. Leipzig. W Lipsku dokument będzie mieć swoją międzynarodową premierę. Zapraszamy na wywiad z autorem.

Daniel Stopa: W „Punkcie wyjścia” jest scena, w której bohaterka, młoda więźniarka, spowiada się księdzu. Wspominam tę scenę, ponieważ odebrałem „Punkt wyjścia” jako swoistą spowiedź Anety – może pierwszą w jej życiu – spowiedź w więziennej celi, przed reżyserem, kamerą, widzem i chorą od najmłodszych lat panią Heleną. Czy od początku było takie założenie, aby „Punkt wyjścia” był oczyszczeniem dla bohaterki?

Michał Szcześniak: Wstępnie miałem takie założenie, jednak w filmie dokumentalnym nie można nigdy mieć stuprocentowej pewności, więc nie zakładałem w ciemno, że kolejne przeżycia Anety i wydarzenia doprowadzą do oczyszczenia bohaterki. Po prostu cierpliwie czekałem. Aneta wiedziała znacznie więcej zanim się jeszcze spotkaliśmy. Pierwszego dnia powiedziała mi, że chciałaby tym filmem, swoją historią ostrzec inne dziewczyny. Powiedziała to w sposób niezwykle naturalny i bardzo mnie wówczas zaskoczyły jej słowa, ton głosu, spojrzenie, które ma też w filmie, szczere, prosto w oczy, a równocześnie lekkie przygarbienie i jakaś niezwykle wrażliwa struna w jej głosie. Szansa, którą dostaje na końcu filmu Aneta, okazuje się jednak nie być wolnością, upragnionym oczyszczeniem, ale powrotem do strasznej i traumatycznej rzeczywistości. To kolejne spotkanie ze strachem.

Pan nie pojawia się przed kamerą, ale oglądając film odnosi się wrażenie, że na linii reżyser-bohaterka nawiązała się mocna, intymna relacja i zaufanie. Jak wyglądał stopniowy proces nawiązywania relacji i zdobywania zaufania?

Przez dwa lata szukałem bohaterki dla tego tematu. Miałem pomysł i równocześnie nie mogłem go zrealizować. Spotkałem wiele osadzonych osób, prowadziliśmy długie rozmowy, szukałem w więzieniach kobiecych w całej Polsce. Czasem trafiałem na szczerych ludzi, czasem były to spotkania podszyte wyłącznie chęcią ugrania krótszych wyroków. Anetę spotkałem, kiedy miałem już rezygnować z realizacji „Punktu wyjścia”. Wyjeżdżałem wtedy z więzienia w Nisku i dyrektor placówki, pan pułkownik Sławomir Lubera, powiedział mi, że muszę jeszcze kogoś poznać. Aneta natychmiast wzbudziła moje zaufanie, właściwie nie musieliśmy ze sobą rozmawiać. Tydzień później wróciłem z ekipą: autorem zdjęć Przemkiem Niczyporukiem i dźwiękowcem Wojtkiem Klimalą, aby zacząć zdjęcia. Kiedy spotkaliśmy się wszyscy, najpierw bardzo długo rozmawialiśmy, zaprzyjaźniliśmy się i zbliżaliśmy do siebie. To był bardzo intymny, pełen emocji proces i trudno to w słowach przekazać.

Jak w przypadku tak intymnej i bolesnej historii wygląda selekcja materiału? Czy należy uważać, aby nie popaść w reportażowy ton, łatwy, czarno-biały podział?

W tym przypadku selekcja materiałów była dla mnie bardzo intymnym procesem, rodzajem rozmowy z samym sobą. Za każdym razem zadawałem sobie pytania: co i jak mogę pokazać?

Opiekunem artystycznym „Punktu wyjścia” jest Jacek Bławut, autor podobnego w temacie filmu – „Born dead” (2004)…

Znów działamy w zespołach filmowych, w których możemy dzielić się doświadczeniami i rozmawiać z wybitnymi filmowcami, uczyć się od nich, słuchać i dzięki temu unikać wielu błędów. Spotkania z panem Jackiem Bławutem były dla mnie fascynujące. Bardzo często zwracał mi uwagę na wątki, które przeoczyłem, jakby posiadał jakiś dodatkowy zmysł i przeczuwał, co tam jeszcze mam w materiale. Teraz kiedy o tym rozmawiamy, myślę, że wyciągał racjonalne wnioski z mojego sposobu pracy, pomagała oczywiście znajomość dużej ilości materiałów i trochę intuicja. Podobnie było na spotkaniach z Radą Programową Studia Munka. Pamiętam, że pewnego razu, po wielkiej burzy mózgów, dałem sobie spokój na pół roku. Wtedy właśnie nabrałem odpowiedniego dystansu do materiału i historii, aby móc zmontować film praktycznie na nowo. Po rozmowie i przerwie przywróciłem do filmu jedną z ulubionych przez widzów scen, w której Aneta prosi o przepustkę. Zawdzięczam to panu Januszowi Chodnikiewiczowi, panu Pawłowi Łozińskiemu, pani Ewie Ślęzak, panu Pawłowi Kędzierskiemu i pani Marcie Minorowicz.

Bardzo ważną postacią filmu jest pani Helena, mieszkanka Domu Opieki Społecznej. Dzięki niej docieramy do wnętrza bohaterki i poznajemy jej bolesną przeszłość. Czy jeszcze z którymś z mieszkańców Domu Opieki udało się Anecie nawiązać tak bliski kontakt?

Aneta nawiązała tam wiele przyjaźni. Mieszkańcy uwielbiali spędzać z nią czas, lepili razem papierowe kwiaty, chodzili na spacery, malowali dekoracje świąteczne i modlili się. Ale to właśnie pani Hela od początku zadawała Anecie wiele pytań, które nurtowały i zmuszały mają bohaterkę do refleksji. Te pytania padały tak naturalnie, zwyczajnie i Aneta poczuła, że właśnie przy pani Heli może się otworzyć, uzewnętrznić. Oczywiście, ich rozmowy często dotykały bolesnych spraw i miały w sobie sporo ciężaru. Aneta czuła to zwłaszcza przed procesem. To był dla niej ciężki czas, była w rozsypce, ale znalazła pomoc właśnie u pani Heli.

Finał „Punktu wyjścia” jest otwarty. Aneta dostaje szansę wcześniejszego wyjścia na wolność i historia się urywa. Czy dalej utrzymujecie kontakt? Jak potoczyły się losy Anety na wolności?

Spotykam się z Anetą, jej mężem i dziećmi. Aneta poznała Darka jeszcze w więzieniu, kiedy wychodziła na przepustki. Małżeństwo okazało się dla niej nowym etapem i szansą. Urodziła bliźniaki, ma też dobry kontakt ze swoją córką z pierwszego małżeństwa. Brzmi to trochę, jak spełnienie marzeń, ale tylko z pozoru. Dwójka dzieci to ciężka praca. Dodatkowo, Aneta wciąż mierzy się z wyrzutami sumienia.

Dalsze losy Anety brzmią ciekawie i na pewno kryje się w nich wiele emocji. Czy pojawił się pomysł, aby kontynuować ten temat?

Pomysł, aby kontynuować film o Anecie? Myślałem o tym, ale teraz ja i Aneta potrzebujemy jeszcze trochę czasu.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Dziękuję.