INNY ŚWIAT. ROZMOWA Z REŻYSERKĄ "MÓW MI MARIANNA"

"Mów mi Marianna", najnowszy film Karoliny Bielawskiej, podbija świat. Niedługo zobaczą go widzowie IDFA w Amsterdamie. Reżyserka opowiada nam o pracy nad filmem i swojej relacji z bohaterką.

Po wielkim sukcesie na tegorocznym Krakowskim Festiwalu Filmowym (film zdobył aż cztery nagrody, w tym Złoty Róg oraz nagordę publiczności), historię Marianny docenili jurorzy Tygodnia Krytyki Filmowej podczas Festiwalu Filmowego w Locarno, gdzie film miał Międzynarodową premierę. Karolina Bielawska odebrała nagrodę Premio Zonta Club Locarno. Kilka kolejnych nagród na festiwalach na całym świecie umożliwiło pokaz filmu podczas nadchodzącgo festiwalu IDFA, gdzie film zostanie pokazany w sekcji Best of Fests. Z reżyserką filmu rozmawia Krzysztof Gierat, dyrektor Krakowskiego Festiwalu Filmowego. 

 

Krzysztof Gierat: Nie mogę nie zacząć od Krakowa. Parę lat temu wygrałaś tu konkurs polski,  teraz konkurs międzynarodowy i zdobyłaś jeszcze parę innych nagród.

Karolina Bielawska:  W tym publiczności.

Kto wie czy nie najważniejszą! Nie można było lepiej zacząć. I poprzednio, i teraz.

Tak, nagrody w Krakowie to dla mnie duże szczęście. Życzę każdemu filmowi, żeby miał taką premierę.

Powiedz mi, co robiłaś przez ten czas. Bo upłynęło parę lat.

Pięć. Zaraz po filmie „Warszawa do wzięcia”, który zrobiłam z Julią Ruszkiewicz, natknęłam się na temat transpłciowości. I poznałam Mariannę.

Po prostu chciałaś zrobić film o zmianie płci.

Przeczytałam artykuł o posłance Annie Grodzkiej, która jako dojrzały człowiek przechodziła przez transformację i chciałam dowiedzieć się, jak to jest żyć w nie swoim ciele. Zastanawiałam się, czy rodzina wiedziała, czy nie wiedziała? Dlaczego ta osoba skazała się na życie w kłamstwie? Na początku myślałam o filmie fabularnym, ale gdy poznałam Mariannę, wiedziałam, że mam świetną bohaterkę - daleką od panujących stereotypów na temat osób transpłciowych,  pragnącą zwyczajności, skromną,  wierzącą, atrakcyjną kobietę o konserwatywnych poglądach. Żaden aktor nie miałby takiej autentyczności jak ona, dlatego zdecydowałam, że zrobię film dokumentalny.

Była jeszcze przed operacją, ale już stawała się kobietą.

Marianna już fizycznie wyglądała jak kobieta. Natomiast od czterech lat toczyła się sprawa w sądzie o to, aby mogła dokonać korekty płci. W Polsce do tego roku niezależnie od wieku dziecka trzeba było pozwać do sądu swoich rodziców, aby oni wyrazili zgodę na korektę płci. Dopiero wyrok sądu uruchamiał cały proces transformacji, czyli zmianę dokumentów oraz możliwość dokonania operacji.

Ale koledzy z pracy wiedzieli, że ona ma taki zamiar.

Tak. Koledzy zaakceptowali to i nawet zeznawali na jej korzyść podczas rozprawy sądowej.

 Czyli oni na początku widzieli w niej mężczyznę, a potem kobietę?

Tak, ale twierdzili, że jako Wojtek była dziwnym mężczyzną.

I zaakceptowali tę przemianę?

Tak. I wspierali w trudnych chwilach.

To jest rzeczywiście budujące.

Nie można zostać obojętnym, jeżeli widzi się jak silne jest to pragnienie oraz przez co musiała przejść Marianna, aby osiągnąć to, o co nikt nigdy nie powinien walczyć. Natomiast gdy zapytaliśmy szefa Marianny, czy możemy pokazać ją w pracy, a pracowała w warszawskim metrze na pozycji automatyka ruchu, czyli osoby odpowiedzialnej za bezpieczeństwo pasażerów, usłyszeliśmy: „Nie! Bo to będzie niedobre dla wizerunku firmy, że pracuje u nas ciele z dwiema głowami!” I tak było na każdym kroku. Podczas realizacji tego filmu zrozumiałam, jak Marianna ma ciężko, cały czas musi udowadniać, że jest normalna, godna szacunku.

Ale pierwotna Twoja optyka, jeżeli dobrze rozumiem, była trochę inna. Pokazać problem, ale raczej poprzez reakcję innych, jak jej nie ułatwiają, jak są nietolerancyjni. Z czasem przyjęłaś punkt widzenia Twojej bohaterki, bardziej się z nią utożsamiając.

Od początku wiedziałam, że nie chcę zrobić filmu o zmianie płci, był to dla mnie tylko pretekst do opowiedzenia historii o człowieku, o jego potrzebie akceptacji i bliskości. Taka była geneza.

Ale także od początku wiedziałaś, że rodziny Marianny mieć w tym filmie nie będziesz.

 Dlatego od samego początku wymyśliłam sceny teatralne.

Czyli od razu wiedziałaś, jak chcesz to opowiedzieć. Niezwykle oryginalny pomysł.

Nie chciałam opowiadać o przeszłości Marianny, o jej relacji z żoną, poprzez gadające głowy czy  off-y. Wymyśliłam, że opowiem to w bardziej filmowy sposób, poprzez sceny teatralne.

Uściślijmy ten komunikat. Sceny teatralne to są tzw. próby stolikowe. Dwoje fantastycznych, znanych polskich aktorów, którzy czytają...?

Czytają fragmenty sztuki napisanej na potrzeby filmu na podstawie życia Marianny i jej byłej żony. To ma dwojaką funkcję: po pierwsze informacyjną – widz dowiaduje się o przeszłości Marianny jeszcze jako Wojtka, a także emocjonalną – pełni rolę psychodramy, oczyszczenia, wywołuje emocje Marianny. Ten pomysł miałam od początku i konsekwentnie do niego dążyłam. Bardzo zależało mi również na tym, aby była żona Marianny wystąpiła w filmie i w końcu udało się.

Miałaś koncepcję filmu, ale nie mogłaś przewidzieć niebywałego zwrotu akcji. Chodzi o chorobę Marianny. Ona była piękną kobietą po zmianie płci. Ale w pierwszej scenie widzimy kogoś pokrzywionego, zdeformowanego, dopiero potem dowiemy się, co się stało.

Rzeczywiście życie napisało scenariusz, jakiego nikt się nie spodziewał. W pewnym momencie  film zszedł na drugi plan. Kiedy Marianna zachorowała, najważniejsze było, czy przeżyje. Lekarze nie dawali jej szans. Jedynymi osobami, które były przy niej w szpitalu i pomagały jej w jedzeniu, myciu byłam ja i jej partner Andrzej, którego poznała jakiś czas wcześniej. To było dla nas kolejne traumatyczne przeżycie.

Kuriozalnie zabrzmi, ale to dodało filmowi dodatkowej dramaturgii. Czy wiedziałaś, kogo zaprosisz do tych prób stolikowych? Czy wiedziałaś od razu, że będziesz chciała, żeby aktorzy analizowali postacie, żeby próbowali pracować nad tymi rolami, co bardzo wzbogaciło film?

Chciałam, żeby postać Wojtka była grana przez silnego mężczyznę dla kontrastu z Marianną. Mariusz Bonaszewski sprawdził się idealnie, podobnie Jowita Budnik, która zagrała żonę. Od razu wiedziałam, że chcę, aby w trakcie prób aktorzy  próbowali dowiedzieć się, kim są postacie ze sztuki teatralnej, jaka jest ich historia, pragnienia, emocje i uczucia. Dzięki tej koncepcji, aktorzy mogli dopytywać o to, czego brakowało mi w obrazku. Wiedziałam czego potrzebuję do konstrukcji filmu i jeżeli nie mam tego nagranego,  to mogę to wprowadzić poprzez próby teatralne. Podczas tych prób również improwizowaliśmy i obserwowałam, jakie są  reakcje Marianny oraz aktorów.  Podczas scen, które opowiadają o przeszłości Marianny, czyli jak była jeszcze Wojtkiem, wszyscy mówią  o niej  „on”, czego inicjatorem była sama Marianna, bo sama o sobie powiedziała „on”. Spodobało mi się to i potem pilnowałam, aby trzymać to konsekwentnie we wszystkich scenach teatralnych.

Jest też w tym filmie coś bardzo ważnego, co jest powszechne w dokumentach typu family movie – amatorskie filmiki dokumentujące życie rodzinne. Dzięki temu mogłaś pokazać, jak wyglądała Marianna, kiedy była Wojtkiem.

Marianna w ogóle nie chciała pokazać swoich zdjęć z przeszłości, ponieważ wypiera to, kim kiedyś była.  Natomiast w filmie ta przeszłość jest ważna. Nie chciałam opowiadać historii Marianny tylko z jej punktu widzenia, dlatego byłam cały czas w kontakcie z jej byłą żoną, która dała mi te materiały filmowe i pokazała zdjęcia. W końcu Marianna też to zaakceptowała.

We wszystkich recenzjach podkreśla się waszą intymną relację. Mówi się, że reżyser nie powinien zbliżać się za bardzo do bohatera, z drugiej strony mamy choćby przykład naszej laureatki Smoka Smoków Heleny Trestikovej, która bardzo zaprzyjaźnia się ze swymi bohaterami. Czy tu jest źródło prawdy i uczciwości tego filmu? Bo widać tę waszą bliskość, ale Ty jej jednak nie nadużywasz.

Historia Marianny stała się częścią mojego życia. Ten film robiłam z potrzeby podzielenia się i opowiedzenia tej historii taką, jaką ją zobaczyłam. Bardzo ważne było dla mnie, aby nie skrzywdzić mojej bohaterki oraz jej najbliższych. Jest to obraz głęboki i intymny, bo polubiłyśmy się jako ludzie. Natomiast nigdy nie chciałam naruszyć intymności fizycznej Marianny. Pokazuję ją w sytuacjach kiedy odsłania swoje uczucia i emocje, bo to pokazuje, co jest dla niej najważniejsze, ale nigdy nie przekraczam granicy cielesności.

Ale też to niezwykłe zachowanie, kiedy zaraz operacji  dzwoni do  swojej koleżanki: „Mam cipkę!” Zniewalająca jest ta jej radość, zachłanność, determinacja i potrzeba przejścia na drugą stronę. Nawet kiedy ją ostrzegają, że to będzie nieodwracalne, wie, że tak chce. A na ile ją kreowałaś?

Wiedziałam, jakich scen potrzebuję, aby opowiedzieć tę historię. Ważne dla mnie były sceny w pracy, autobusie czy w szpitalu wśród innych ludzi, ponieważ zależało mi, aby pokazać Mariannę jako normalną członkinię społeczeństwa i opowiedzieć o jej pragnieniu zwyczajności. Bardzo ważny dla reżysera oraz bohatera jest cały proces przed kręceniem filmu. Bohater musi wiedzieć, w czym uczestniczy i jak bardzo jest to uciążliwe. Dosyć długo trwało, zanim udało nam się znaleźć finansowanie na projekt i dzięki temu bardzo dobrze poznałyśmy się z Marianną. Przed samymi zdjęciami powiedziałam: „To jest moment kiedy możesz się wycofać, zastanów się, czy tego chcesz”. Okres zdjęć dla bohatera jest bardzo męczący fizycznie i psychicznie.

Tym bardziej, że to nie tylko ty i ona, ale cała ekipa. Operator, dźwiękowiec…

Gdybym sfilmowała wszystko, co się wydarzało poza kadrem, to byłby może jeszcze inny film. Co z tego, że wydarza się coś niebywałego, ale tego nie widać i nie słychać, bo nie było przy tym kamery. Mam świadomość, że film robi się z tego, co nie ja zobaczyłam, a kamera, co zostało zarejestrowane.

Jak duża była ekipa?

K.B Trzy, czasami cztery osoby.

Nie znam osobiście Kacpra Czubaka, operatora filmu, ale dobrze mu z oczu patrzy. To też mogło mieć znaczenie w „oswajaniu” Marianny.

Zrobiliśmy ten film w gronie przyjaciół. Kacper jest świetnym operatorem, ale miałam też wyśmienitego montażystę - Daniela Gąsiorowskiego. Wszyscy jesteśmy taką drużyną, która spotyka się nie tylko przy pracy nad filmem, ale też i w życiu prywatnym. Marianna także stała się naszą kumpelą. Film jest efektem tej wspólnej relacji.

Czyli musisz polubić bohatera.

Muszę go polubić i musi być dla mnie ciekawy, bo spędzać tyle czasu z kimś, kto cię nie interesuje, to jest masakra.

Wspominałaś w wywiadach, że na chorobę Marianny nałożyła się z Twoja choroba.

Tak. A realizacja filmu stała się dla mnie terapią. W trakcie filmu okazało się, że mam nowotwór piersi i muszę jak najszybciej iść na operację. Wtedy nakręciliśmy wszystkie brakujące zdjęcia i poszłam do szpitala. Po operacji zadzwoniła do mnie Marianna i zaproponowała, żebym przyjechała do nich nad morze, gdzie była z Andrzejem. Odłożyłam obrażona: ja tutaj walczę o życie, a ona proponuje mi wyjazd nad morze, ale po chwili pomyślałam: mam zakończenie filmu! Poprosiłam o zgodę lekarza i cała w bandażach pojechałam nad morze. Gdy kręciliśmy na plaży to miałam wrażenie, że to dla mnie Andrzej pchał wózek z Marianną. I powstała piękna scena.

W tej finałowej scenie dajesz wreszcie wybrzmieć motywowi muzycznemu, który cały czas powraca, który też stanowi o sile tego filmu. Dla ludzi niezorientowanych jest tylko pięknym motywem, dla znających autora coś jeszcze otwiera, kolejną furtkę.  Piosenka  Another World Antony’ego, to jeden z segmentów, o które walczyłaś do końca.

 Dla mnie ta muzyka była integralną częścią filmu. Wiedziałam, że nie mamy takich pieniędzy, ale dotarliśmy do Antony’ego, pokazaliśmy mu film i udało się.

A co na to wszystko producent, miałaś w nim oparcie?

Czułam wsparcie Zbyszka Domagalskiego także w sprawach życiowych i kiedy film stał pod znakiem zapytania. Ważne, że Zbyszek również polubił Mariannę i pomagał rozwiewać jej wątpliwości co do wzięcia udziału w naszym filmie.

To nie jest kolejny film o zmianie płci. Wprawdzie każdy film na ten temat jest opowieścią o determinacji, o wykluczeniu. Ale ten jest szczególny. W pełni utożsamiamy się z bohaterką, jesteśmy z nią, chcemy, żeby jej się udało. Film spełni także ważną rolę społeczną.

Nie chciałam zrobić filmu edukacyjnego. Ale on jednak pełni także taką rolę, bo uświadamia coś ludziom. Pokazuje człowieka, który walczy o akceptację.

Ten film pokazuje również, jak trudno jest funkcjonować w społeczeństwie, w rodzinie, wśród bliskich, jeśli chce się zachować swój obszar wolności. Uświadamia, że czasami Twoje szczęście wyklucza szczęście innych. Bo przecież Marianna zbudowała swoje trochę kosztem cudzego, wychodząc z narzuconej jej przez kulturę i tradycję roli. To także apel o tolerancję i wzajemny szacunek.

 

ŹRÓDŁO: Magzayn "Focus on Poland" 2/2015, wydawca: Krakowska Fundacja Filmowa.