TAM I Z POWROTEM CZYLI „ROGALIK” PAWŁA ZIEMILSKIEGO

Zapraszamy do przeczytania recenzji filmu „Rogalik” Pawła Ziemilskiego. Autorem tekstu jest nasz poznański korespondent, student filmoznawstwa UAM, Jan Rajpolt.

Kiedy po praz pierwszy obejrzałem „Rogalik”, 17 minutowy dokument Pawła Ziemilskiego, przypomniał mi się film Władysława Ślesickiego „Rodzina Człowiecza”. Wprawdzie te dwa obrazy poruszają inne tematy, ale forma jest podobna. Pomimo tego (albo raczej dzięki temu), że w „Rogaliku” nie ma komentarza słownego, przekazanych informacji jest wiele. Świat jest przegadany, a skomentowanie go tylko za pomocą obrazu i dźwięku pozwala przyjąć inną perspektywę – Ziemilski najwyraźniej o tym wie.

„Rogalik” otwiera intrygująca scena: widzimy ponury krajobraz, szare zarośla, krzaki bez liści. Tym zdjęciom towarzyszy miarowe, rytmiczne stukanie. Po chwili kamera kieruje się na młodego chłopaka, który uderza siekierą w jeden z pni drzewa. Oglądamy tę czynność przez dłuższą chwilę, powoli zbliżając się do bohatera. Niepokój budzi fakt, iż wykonywana praca, w którą wkładany jest ogromy wysiłek, nie przynosi żadnych efektów. Pień jest twardy a siekiera tępa. To ujęcie można nazwać prologiem, choć nie tyle wprowadza widza w tematykę całego dzieła, ale nastrój jaki w nim panuje, to nastrój jeszcze nie określonego niepokoju.

W całym filmie nie słyszymy żadnego komentarza, jedyne dźwięki to odgłosy życia pokazanych osób. Kamera przemieszcza się pośród ferii postaci i dźwięków, niczym niechciany gość, który w żaden sposób nie ingeruje tylko obserwuje. W kilku momentach niestety bohaterowie zwracają uwagę na obecność kamery i choć nie zmienia to nic istotnego w filmie, to uważnego widza wybija ze stworzonej harmonii. Wartym komentarza zabiegiem jest zmiana planów, albo lepiej scen. Kamera najeżdża na ekran telewizor lub odbicie w lustrze czy płycie CD twarzy bohatera, a po dużym zbliżeniu następuje cięcie i pokazywana jest kolejna scena. Taki chwyt w gruncie rzeczy jest ciekawym sposobem przechodzenia ze sceny do sceny, jednak w pewnych chwilach wydaje mi się zastosowany na siłę, czyli odbicie zostało zainscenizowane przez położenie lustra w odpowiednim miejscu itp. Nie jest to błędne, ale nadaje pewnej sztuczności całemu obrazowi.

Kamera przemykając przez labirynt kolejnych pomieszczeń pokazuje ludzi, którzy są zajęci swoimi sprawami, zabawą, oglądaniem filmu czy piciem herbaty. Pokazuje człowieka w codzienności, w swoim domu z rodziną i znajomymi. Widać, że te domy są zaniedbane, można snuć domysły, że znajdujemy się na ubogiej wsi, ale nie to jest najważniejsze w tym dokumencie. Kluczowa jest bowiem pokazana relacja tych ludzi, którzy siedząc w jednym domu, jednym pokoju są jakby obcy. Będąc razem są osobno.

„Rogalik” pokazuje życie ludzi na bardzo biednej wsi, ich rozrywki a przede wszystkim stosunek do siebie nawzajem. Zanim widz dokładnie odkryje, o co chodzi w tym obrazie, pierwsza scena przepełnia go ponurą wizją, z którą wchodzi w fotografowany świat. Reszta filmu tylko pogłębia takie uczucia.

Najbardziej bogata w emocje jest scena zamykająca film, w której przekonujemy się gdzie byliśmy, gdyż kamera wychodzi z pomieszczeń i pokazuje je z zewnątrz. Słyszymy warkot silnika samochodu, trzask zamykanych drzwiczek i zaczynamy jechać, oddalać się od tych domów i mieszkańców. Obiektyw został tak umieszczony, jakbyśmy patrzyli przez tylną szybę auta, dzięki temu widz odczuwa jak się oddala od pokazywanego miejsca, coraz szybciej… szybciej. Ta scena przywołuje tylko jedną myśl: ucieczka!

Dokument w cierpliwy sposób pokazuje ludzi i ich życie. Nie ocenia, nie gani ani nie pochwala, jedynie budzi refleksję i popycha do myślenia. Drobne mankamenty jakie da się w nim zauważyć są natury technicznej i naprawdę nie wpływają w istotny sposób na odbiór całego obrazu. Na sam koniec zostaje temat intrygującego tytułu. Gdy widziałem „Rogalik” po raz pierwszy na Off Cinema w Poznaniu w foyer kina usłyszałem zabawne słowa „Rogalik”, co to za tytuł? Przecież to taka słodka bułka i w ogóle do tego filmu nie pasuje. Rozwiązanie tej zagadki pozostawiam wszystkim widzom. Warto uważnie oglądać zakończenie.

 

Jan Rajpolt