„EFEKT DOMINA” NA 54. KFF – ROZMOWA Z AUTORAMI FILMU

Elwira Niewiera i Piotr Rosołowski opowiadają o swoim najnowszym filmie dokumentalnym, prezentowanym na 54. Krakowskim Festiwalu Filmowym - „Efekt domina”. Zapraszamy do czytania.


Daniel Stopa: W Polsce o Abchazji wiemy niewiele. Może dlatego, że jej współczesną historię przyćmiły konflikty w krajach byłej Jugosławii. Skąd pomysł, aby pojechać tam z kamerą?

Elwira Niewiera: Po wojnie rosyjsko-gruzińskiej w 2008 roku przeczytałam artykuł o Abchazji i zaczęłam się zastanawiać, jak wygląda życie w kraju, którego reszta świata – z wyjątkiem Rosji i jeszcze kilku państw – nie uznaje. Potem sięgnęłam do „Imperium” Ryszarda Kapuścińskiego i znalazłam tam takie zdanie o Abchazji: Jest takie miejsce na ziemi, które mogłoby być rajem, ale tam jest więcej min niż ludzi. To paradoksalne stwierdzenie tak na nas zadziałało, że postanowiliśmy pojechać do Abchazji i na własne oczy zobaczyć, jak to wszystko tam wygląda.

D.S.: W książce „Abchazja” Wojciech Górecki pisze, że punktem wyjścia były dla was mistrzostwa świata w domino, organizowane w Suchumi w 2011 roku. Myśleliście o reportażu z tej imprezy, a jednocześnie portrecie mieszkańców?

E.N.: Od początku wiedzieliśmy, że chcemy zrobić film dokumentalny, najpierw skupiliśmy się tylko na mistrzostwach. Zarejestrowaliśmy przygotowania i cały ich przebieg. Chcieliśmy przez tę imprezę opowiedzieć o tym kraju, jego mieszkańcach, ale po roku intensywnej obserwacji dotarło do nas, że taki wyrywkowy obraz tylko ośmiesza Abchazów, że musimy spojrzeć głębiej, aby wydobyć tragedię, z jaką mierzą się ci ludzie. Dopiero ostatniego dnia mistrzostw poznaliśmy Nataszę i wyjeżdżaliśmy z przeświadczeniem, że właśnie znaleźliśmy bohaterów do naszego filmu, mimo faktu, że już praktycznie mieliśmy cały materiał do montażu. Zaczęliśmy więc niemalże od początku.

Piotr Rosołowski: Mistrzostwa było dla nas magnesem. Wydało nam się ciekawe, że ten mały kraj próbuje przez tę dziwną imprezę osiągnąć coś na arenie międzynarodowej. Ale w pojedynkę ten temat nie miał głębi. Dopiero gdy zestawiliśmy go z intymną historią Nataszy i Rafaela, wiele spraw się wyostrzyło. Połączenie tych dwóch wątków okazało się dla nas kluczowe.

D.S.: Przeniesienie uwagi na sferę prywatną sprawiło, że Abchazja stała się dla widza czytelniejsza, bliższa jego emocjom….

P.R.: Z jednej strony, bardzo chcieliśmy opowiedzieć o tym kraju, ale bez wchodzenia w „wielką” politykę, nazwiska i historię. Z drugiej strony, ważne stały się dla nas losy Nataszy i Rafaela. Jak sprawić by w filmie było jedno i drugie? W pewnym momencie zauważyliśmy, że możemy mówić o Abchazji, ludziach tam żyjących, klimacie, problemach przez naszych bohaterów. Nie musimy szczegółowo tłumaczyć kontekstu politycznego w jakim znajduje się ten kraj, pewne fakty i informacje i tak pojawiają się w sytuacjach dotyczących bohaterów.


D.S.: W filmie nie ma typowej mapy, ale kamera nie opuszcza Suchumi, nawet gdy Natasza wyjeżdża do Rosji. Odbiorca cały czas znajduje się w Abchazji, podobnie jak Rafael.

E.N.: W pewnym momencie podjęliśmy decyzję, że chcemy odpowiedzieć o Abchazji wyłącznie od wewnątrz z perspektywy tego właśnie kraju.

P.R.: Prawdopodobnie ta decyzja sprawiła, że bardziej szczegółowo opisaliśmy Rafaela, niż Nataszę. To on w jakimś sensie reprezentuje Abchazję, jest swoistą metaforą tego państwa. Siłą rzeczy więc Rafaela jest w filmie więcej. Oczywiście to nie jest fabuła, w której model narracji można precyzyjnie skonstruować. Może gdybyśmy robili właśnie film fabularny, Natasza byłaby bohaterem wiodącym. Jednak chęć dotknięcia jakieś prawdy o Abchazji, prowadziła nas do Rafaela.

D.S.: Nie można jednak nie docenić roli Nataszy, która niejako odsłania postać Rafaela…

E.N.: Rafaela poznaliśmy podczas naszej pierwszej podroży do Abchazji. Trwały przygotowania do Mistrzostw Świata w Domino i szybko znaleźliśmy się w gabinecie ministra sportu. Od początku mieliśmy z nim świetny kontakt, lecz w pojedynkę wydał się nam niemrawy, taki sentymentalny, melancholijny, smutny. Nie spodziewaliśmy się, że jest w stanie udźwignąć całą historię. Dopiero w połączniu z Nataszą dostrzegliśmy jak interesująca i emocjonalna opowieść w nich tkwi. Prawdą jest też, że w relacji pary naszych bohaterów odbija się ważny konflikt małej nieuznawanej politycznie republiki, która jest powoli wchłaniana przez wielką Rosję.

D.S.: Oglądając „Efekt domina” ma się wrażanie, że bardzo zbliżyliście się do bohaterów. Są w nim sceny intymne, ukazujące zarówno dobre i trudne chwile w związku Nataszy i Rafaela…

P.R.: Nie zrobilibyśmy tego filmu z normalną ekipą. Ten film niejako wymógł na nas to, abyśmy stali się częścią rzeczywistości bohaterów, częścią ich rodziny. Często bywały dni, kiedy kamera w ogóle nie była wyciągana z torby.

E.N.: Bardzo się z nimi związaliśmy. Ja jestem nawet chrzęstną ich dziecka. Przeżywaliśmy ich losy, cały czas im kibicowaliśmy i dalej to robimy. Obecność kamery sprawiła, że w trudnych sytuacjach Rafael i Natasza potrafili zachować dystans i mogli ze sobą rozmawiać. Nie tylko zresztą oni, bo także rodzina Rafaela zaczęła otwarcie rozmawiać o przeszłości, o relacjach między bohaterami i relacjach z Rosją.

P.R.: To było ciekawe doświadczenie. Z jednej strony, nasza kamera rejestrowała sytuacje prywatne i intymne, z drugiej strony, fakt, że jesteśmy obcokrajowcami, ludźmi z zewnątrz, pozwolił nam wcielić się w rolę bezstronnych arbitrów ich konfliktu. Oni mieli nadzieję, że my z kamerą możemy obiektywnie spojrzeć na ich sytuację. Dlatego udało nam się zarejestrować wiele emocjonalnych, prywatnych scen. Zawsze po napiętej atmosferze próbowaliśmy z nimi porozmawiać, wyjaśnić wszystko. Byliśmy blisko i też staraliśmy się im pomóc.

D.S.: Piotr powiedział kiedyś, że historia Nataszy i Rafeala – patrząc z boku – to scenariusz na tragedię. Nie obawialiście się, że jedna z kłótni może zakończyć ich związek i jednocześnie wasz film?

E.N.: Cały czas istniało takie ryzyko. Był taki moment, po narodzinach ich wspólnej córki kiedy Natasza nie chciała już wrócić do Rafaela i też nie chciała być dalej filmowana, a my martwiliśmy się, że nie dokończymy projektu, któremu poświęciliśmy trzy lata. Na szczęście – tak jak w filmie – po pół roku sytuacja się odwróciła. Finał nakręciliśmy, kiedy Natasza już z siedmiomiesięczną córeczką wraca do Rafaela do Abchazji.

P.R.: Trudno opowieść o Abchazji zakończyć optymistycznie. Ten kraj powoli stacza się w otchłań, w ramiona Rosji. Czy jest jakaś nadzieja? Myślę, że jeśli ona istnieje, to tkwi w ludziach. Taki akcent był dla nas ważny i chcieliśmy nim zakończyć film. Oczywiście, zakończenie jest otwarte, bo nie możemy mieć pewności co do przyszłości związku Nataszy i Rafaela, ale wierzymy, że mimo wysokich fal, przetrwają razem.

D.S.: Elwira wspomniała, że na realizację poświęciliście trzy lata. Jak wyglądał ten czas od strony producenckiej?

P.R.:
Bardzo długo nie mogliśmy znaleźć źródeł finansowania filmu. Problem polegał na tym, że mało kogo ciekawiła historia Abchazji, a co dopiero prywatna historia dwójki jej mieszkańców. Ale uparcie tam jeździliśmy. W sumie aż siedem razy. Może fakt, że na początku nie było funduszy, sprawił, że mogliśmy tyle razy tam jeździć. Chyba żaden producent nie pozwoliłby na tak częste wyjazdy. Kiedy patrzę teraz na gotowy film, dostrzegam ujęcia z każdego pobytu. Przełomowym momentem okazało się poznanie, dzięki naszej producentce Ani Wydrze, dużej firmy produkcyjnej z Berlina, której spodobała się oryginalność projektu. Potem pojawiło się też wsparcie PISFu, telewizji RBB i Arte. Dzięki temu udało nam się dokończyć film w normalnych warunkach.

D.S.: A jak jest z odbiorem waszego filmu w momencie konfliktu na Ukrainie. Można go przecież odnieść do historii Abchazji?

E.N.: Wiele osób porusza ten problem po obejrzeniu filmu. Jest jednak pewna różnica. Abchazja nigdy nie zostanie tak szybko wchłonięta przez Rosję jak Krym. Sami Abchazi nie opowiedzą się tak stanowczo po stronie Rosji w żadnym referendum. Jednak odrywający się od Ukrainy Donbas może stać się nieuznawanym przez świat para-państwem, które w jakimś sensie podzieli los dzisiejszej Abchazji.

P.R.: Przywykliśmy już do tego, że często kraje Europy Wschodniej wrzuca się do jednego worka, traktując je po macoszemu. Sytuacja polityczna, wzajemne uwikłania, kultura, konflikty mają w tych krajach różne odcienie. Ale jestem przekonany, że i na Krymie i w Doniecku znajdują się takie mieszane pary, które mają podobne problemy, co Natasza i Rafael, muszą stanąć przed dylematem, jak uratować swój związek, gdy „wielka” polityka odciska na nich swoje piętno.

D.S.: Na koniec zapytam jeszcze o kolejne projekty. Czym się teraz zajmujecie?

P.R.: Zajmujemy się fenomenalnym przypadkiem Mosze Waksa, czyli Michała Waszyńskiego. To dość skomplikowany projekt, który wyrasta z kultury polskiej, a rozrasta się na terenie całej Europy. To będzie film o człowieku, który cały czas zmieniał swoją tożsamość, fałszował biografię, a jednocześnie realizował filmy, odzwierciedlające jego stan ducha. W sensie formalnym będzie to nawiązanie raczej do „Sztuki znikania”, bo film będzie bazował w dużej mierze na materiałach archiwalnych.

D.S.: Dziękuję bardzo za rozmowę.

E.N. i P.R.:
Dziękujemy.


Rozmawiał Daniel Stopa