BERLINALE SHORTS: ROZMOWA Z MICHALINĄ MUSIELAK, AUTORKĄ FILMU „MISS HOLOCAUST”

Jednym z filmów reprezentujących polskie kino na 67. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie jest krótkometrażowy dokument Michaliny Musielak „Miss Holocaust”. Film powalczy o Złotego oraz Srebrnego Niedźwiedzia w sekcji konkursowej Berlinale Shorts. Zapraszamy na wywiad z autorką filmu.

„NIC NIE ZWALNIA NAS Z NIEUSTANNEGO ZADAWANIA SOBIE PYTANIA, JAK PAMIĘTAĆ I CO Z TĄ PAMIĘCIĄ ROBIĆ?” –  ROZMOWA Z MICHALINĄ MUSIELAK, AUTORKĄ FILMU „MISS HOLOCAUST”

Daniel Stopa: Konkurs Piękności dla Ocalałych z Holocaustu to temat na pierwszą stronę gazet, temat, który wzbudza kontrowersje, ma swoich zwolenników i przeciwników. Kiedy uznała pani, że pod tym tematem kryje się coś więcej niż tylko medialny news? 

Michalina Musielak:  Od razu uznałam, że to jest temat, który mnie interesuje, który w związku z moimi doświadczeniami życiowymi mogę ukazać po swojemu, inaczej niż tylko medialny news. Nie lubię konkursów piękności, ale ten, ze względu na swoją specyfikę, zainteresował mnie. Chciałam dowiedzieć się o nim więcej.

Już po przeczytaniu opisu filmu, rzuca się w oczy wyraźny kontrast: z jednej strony wybory miss, czyli impreza rządząca się komercyjnymi prawami, z drugiej strony dramat osób ocalałych z Zagłady. W filmie udało się pokazać jak te dwie drogi się splatają, jak bardzo Holocaust został skomercjalizowany… 

Tak, w czasie studiów na Tel Aviv University przez cały semestr zajęć z dr Rachel Perry zajmowałam się wizualną reprezentacją „Shoah” we współczesnej kulturze. Konkurs piękności wydał mi się szczególnie ciekawym pomysłem, aby odpowiedzieć na pytanie, jak mamy pamiętać? Choć wydaje mi się, że nic nie zwalnia nas z nieustannego zadawania sobie pytania, jak pamiętać i co z tą pamięcią robić?

Zapamiętać próbujemy słowo do świata, które bohaterki próbują przekazać podczas imprezy. Pytanie, czy ktokolwiek bierze je pod uwagę podczas konkursu?

Wiadomość do świata zawsze jest obecna na konkursach piękności i tu jej nie zabrakło. Bawi mnie sytuacja, kiedy nagle okazuje się, że na typowych konkursach piękności, gdzie kobiety wybierane są pod względem figury i rozmiaru biustu, według organizatorów uczestniczki stają się autorytetami w sprawie pokoju na świecie i mają wygłaszać przesłanie do świata. Tu ta koncepcja staje się zaskakująco bardziej uzasadniona. Ale czy na pewno?

Chciałem zapytać o relacje z bohaterkami filmu. Czy wasza ekipa była utożsamiana z organizatorami konkursu? Czy dokumentacja odbywała się także poza konkursem i etapem przygotowań?

Pozwolenie na zdjęcia nie było łatwe, organizatorzy wpuścili nas jako pierwszą ekipę z zewnątrz. Choć już de facto nie byłyśmy z zewnątrz. Długo przed realizacją pierwszych zdjęć wraz z przyjaciółką Hanną Ferenc Hilsden, która obecna była od początku rozwoju projektu, starałyśmy się dotrzeć do tego środowiska, zrozumieć i uzyskać zgodę. Zajęło nam to dwa lata.

Cała ekipa „Miss Holocaust” to młode Polki, więc nie było możliwości utożsamienia nas  z organizatorami konkursu. Bardzo łatwo weszliśmy w rolę wnuczek, które dokarmia się ciastem i obdarowuje cukierkami. Dziewczyny się śmiały, że karmię ekipę samymi słodyczami. Nie dało rady wyjść bez ciasta, serwowanego u każdej z pań, potem nie było miejsca już na nic innego. Trzeba pamiętać, że są to głównie panie z Europy Wschodniej, nazywane żartobliwie po hebrajsku „Ima Polanija”, w dosłownym tłumaczeniu „Matka Polka”. Stereotyp, który u nas miał swoje bratnie odzwierciedlenie w „Jidisze Mame”. Mają więcej wspólnego z naszymi babciami niż komukolwiek mogłoby się wydawać.

Ważną rolę w filmie odgrywa portret miasta, w którym rozgrywa się konkurs – Hajfa. Dlaczego sportretowanie miasta było dla pani tak istotne?

Hajfa, to moje ulubione miasto, choć z punktu widzenia młodych, nie dość atrakcyjne. Ma tylko jedną hipsterską ulicę – Masada, gdzie mieszczą się wszystkie knajpki i kawiarnie. Zaskakująco, ulica mieści się ulicę obok domu dla Ocalałych z Holocaustu „Jad Ezer”, który był współorganizatorem konkursu piękności dla Ocalałych z Holocaustu. Hajfa jest bardziej kojarzona z rodziną i spokojem.  Dla mnie istotne było pokazanie jej unikalnego charakteru: to miasto portowe, jedna z ważniejszych aglomeracji w historii Państwa Izrael. Tu statkami przyjeżdżali pionierzy i budowniczy państwa. Tu, wśród zieleni i wzgórz, decydowali się osiedlić. Moim zamysłem było przekazanie przez szerokie plany także warstwy emocjonalnej. Szerokie plany ukazujące naturę dają dystans do świata, w tym przypadku świata naszych bohaterek, ujęcia skupiające się na naturze podkreślają jej cykliczny charakter. Portret pustyni, który otwiera film i znajdujący się także na plakacie, to kanion, jedna z atrakcji turystycznych, choć dla moich znajomych, którzy tam mieszkają, to widok dobry na poranną herbatę. Tu znowu: pustynia przepełniona jest dla mnie emocjami, niesie symbolikę pionierów, nowej tożsamości Izraela i urodzonych już tam  „Sabre”, ale to także obraz ukazujący pustkę.

„Miss Holocaust”  to koprodukcja polsko- niemiecka, projekt był również rozwijany w ramach warsztatów Doc Lab Poland. Jak udział międzynarodowego koproducenta i udział w warsztatach wpłynął na produkcję i promocję filmu?

Film „Miss Holocaust” jest koprodukcją z prostego powodu - mimo niezwykle skromnego budżetu w Polsce nie udało nam się znaleźć finansowania. Na szczęście nasz pomysł znalazł uznanie w oczach niemieckich producentów z Juno film, którym jeszcze raz bardzo dziękujemy.

Warsztaty Doc Lab Poland były bardzo ważne w procesie powstawania filmu. Uwagi, które otrzymałyśmy od tutorów i innych uczestników pomogły nam podjąć decyzje odnośnie ujęcia tematu, formatu, a nawet tytułu. Podczas majowego pitchingu w Krakowie pierwszy raz zaprezentowałyśmy „Miss Holocaust” szerszemu gronu. Na widowni było wielu przedstawicieli festiwali filmowych, którzy utrzymywali z nami stały kontakt i od których zaczęłyśmy dostawać zaproszenia.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Dziękuję.

rozmawiał Daniel Stopa