POLSKIE DOKUMENTY ETNOGRAFICZNE – KOLEJNA ODSŁONA

Zapraszamy na kolejną odsłonę comiesięcznego cyklu „Polskie dokumenty etnograficzne”. W tym miesiącu Magdalena Ciesielska, doktorantka w Instytucie Sztuk Audiowizualnych UJ, pisze o dwu ciekawych filmach. Pierwszy, „Nazywa się Błażej Rajdak. Mieszka we wsi Różnica w jędrzejowskim powiecie”, zrealizowała wybitna dokumentalistka, określana mianem „czułej obserwatorki”, Krystyna Gryczełowska; drugi film, „Boże ciało” Adama Sikory, jest jednym z wielu portretów Śląska.

Tym razem, w centrum mojego zainteresowania znalazły się dwa, bardzo ciekawe dokumenty, z których pierwszy należy do wybitnej reżyserki Krystyny Gryczełowskiej i nosi tytuł „Nazywa się Błażej Rajdak. Mieszka we wsi Różnica w jędrzejowskim powiecie” (1968). Drugi natomiast to „Boże ciało” Adama Sikory z roku 2006. Obrazy te znacząco się od siebie różnią zarówno sposobem realizacji, atmosferą jak i poruszanymi tematami. Przede wszystkim odmienny jest czas i realia, w których żyją filmowi bohaterowie. Jednak mimo to, ich pragnienia wydają się być podobne. W obu tych dziełach, pojawia się walka o własną godność i lepsze jutro dla siebie i swoich bliskich. Zarówno Gryczełowska jak i Sikora starają się pokazać skrawek życia swoich bohaterów, takim jakie ono jest, bez patosu czy zbędnej przesady.

W dziele Gryczełowskiej mamy do czynienia z bohaterem jednostkowym, z którym reżyserka zapoznaje nas stopniowo tzn. najpierw poznajemy otaczający go świat a dopiero potem jego samego. Zatem w pierwszej scenie widzimy chłopską parę, na tle rozciągających się pól. Snopy siana, pasące się zwierzęta, wszystko to wygląda pięknie, idyllicznie i malowniczo. Następnie, z daleka operator (Leszek Krzyżański) ukazuje nam wiejskie podwórze, dom, jakieś budynki gospodarcze. Na środku obejścia dostrzegamy mężczyznę, naprawiającego rower. Kamera przybliża się do niego coraz bardziej, nagle słyszymy głos zza kadru. Wiemy już, że mówi do nas właśnie ten człowiek, którego obserwujemy przy pracy. Opowiada on o swoim życiu i rodzinie. Jego monolog z offu, staje się przewodnikiem po obrazie – kiedy mówi o żonie to kamera śledzi kobietę krzątającą się w obejściu, jak opowiada o synu, w obiektywie pojawia się chłopiec itd. Obraz na początku pozbawiony jest dialogów czy monologów w obrębie kadru, dopiero w drugiej części filmu pojawiają się momenty, w których Błażej mówi wprost do kamery lub rozmawia z reszta domowników. Zawsze to jednak on ma głos i tylko jego perspektywa jest tu widoczna. Poznajemy jego podejście do życia, zwierząt i ludzi, jego marzenia i obawy. Obok informacji, które zostają nam przekazane przez Błażeja, widzimy życie codzienne wiejskiej rodziny. Kamera rejestruje ich pracę w polu, zbiór ziemniaków, jak karmią zwierzęta czy naprawiają płot w obejściu. Życie na wsi w filmie Gryczełowskiej nie składa się jednak tylko z pracy, jest tu również czas na zabawę. Błażej bawi się z dziećmi, z psem, jeździ na rowerze.

Błażej Rajdak jest postacią bardzo charakterystyczną, o ujmującym wrażliwym usposobieniu i dystansie do siebie. Choć – jak sam twierdzi – nie jest człowiekiem wysokim i pięknym (a do tego łysym i z biednej rodziny),staje się niejako bohaterem swoich czasów. Sam bowiem, ciężką pracą i determinacją zbudował to co ma, poprawiając standard życia swojej rodzinie. Jest on niezwykłym dowodem na to, że nawet w socjalistycznym państwie, człowiek zdolny był nie tylko posiadać własne inicjatywy, ale także samodzielnie je realizować.

Błażej z szacunkiem wypowiada się o ziemi, bo wie jak wiele wysiłku musi włożyć by zebrać z niej plon. Pomimo starań, ma on za mało pola by utrzymać z niego rodzinę, dlatego dorabia na kolei. Jest to kolejna cecha głównego bohatera, która stanowi o jego wyjątkowości –„Gryczełowska sportretowała pewien socjologiczny fenomen PRL: chłoporobotnik (…)”, (Mikołaj Jazdon, „Polska szkoła dokumentu. Gryczełowska/ Holladin/ Kamieńska”, Polskie Wydawnictwo Audiowizualne). Bohater mówi o swoim rozdarciu między tymi dwoma, tak różniącymi się światami – miasto i wieś. Gryczełowska śledzi protagonistę również podczas pracy w pociągu. Choć jest to zupełnie inny rodzaj wysiłku, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że z podobną determinacją i poświęceniem Błażej pracuje zarówno na roli, jak i na kolei.

Choć nie jest mu w życiu łatwo, to jest on na swój sposób wyjątkowo szczęśliwy, pogodzony z losem – „życie takie jest, to są w życiu ciągłe braki i ciągłe potrzeby, bez których człowiek nie może żyć i to się powtarza”. Błażej akceptuje swoje życie, cecha ta wydaje się być typową dla ówcześnie mieszkających ludzi na wsi i możemy dostrzec ją w wielu filmach traktujących o wsi i jej mieszkańcach. Wynikać to mogło z tego, iż  ich życie w dużej mierze uzależnione było od wyroków natury, a zatem siły wyższej, na którą sam człowiek nie miał żadnego wpływu. Pozostawało mu jedynie przyjąć to, co zostało mu dane i cieszyć się z życia, takim jakie ono jest.

Zupełnie innych bohaterów poznajemy w dokumencie Sikory. „Boże ciało” to film o Śląsku (zresztą nie pierwszy w dorobku tego reżysera), dokładnie o Lipinach (dzielnicy Świętochłowic), gdzie ludzie żyją na skraju nędzy. Familoki, alkohol, bieda i niezadowolenie – to dość stereotypowy obraz Śląska, a zwłaszcza tych regionów, gdzie niegdyś były kopalnie (ten sam stereotyp dominuje w obrazach na temat popegeerowskich terenów, co m. in. możemy zobaczyć w znanym dokumencie Ewy Borzęckiej „Arizona” z 1997 roku).

Dziś, kiedy wiele kopalń zlikwidowano, dawni pracownicy wciąż nie mają pracy i aby przeżyć, grzebią po śmietnikach lub działają niezgodnie z prawem. Mężczyźni nierzadko uciekają w alkohol a niektóre kobiety, żeby zarobić na chleb sprzedają swoje ciało. Ludzie są sfrustrowani, gniewni i często bardzo trudno zaakceptować im rzeczywistość, w której żyją. Tę beznadzieję i biedę widzimy od samego początku. Pierwszy bohater – starszy mężczyzna, który „żyje z hasioka”(słowo „hasiok” oznacza śmietnik, czyli żyje dzięki rzeczą znalezionym na śmietniku) mówi: „płakać mi się chce i żyć mi się nie chce”. Starsze małżeństwo pokazuje pustą lodówkę a młodzi mężczyźni, mimo niebezpieczeństwa wybuchu, wykopują węgiel spod torów kolejowych. Dodatkowo surowość ich życia, podkreśla krajobraz – biegające bezpańskie psy, szare, zniszczone budynki i zaśnieżone podwórze. Sikora jednak pokazuje w swoim filmie coś więcej niż tylko przegranych, biernych ludzi. Bohaterowie jego filmu to przede wszystkim Ślązacy, którzy znają swoją historię, język i mimo braku środków do życia (jak twierdzi jeden z bohaterów: „Śląsk się traci. Tu nie ma przyszłości”), są niezwykle dumni ze swojego pochodzenia. Przeszłość jest jedyną rzeczą, którą mogą się chwalić, czymś, co wzbudza w nich żal i nostalgię. Jednocześnie pomaga zachować im tą nutę uwielbienia dla regionu, w którym żyją od pokoleń. Ci sami ludzie, którzy narzekają i nie widzą dla siebie nadziei, z dumą opowiadają o swoich przodkach i kulturze. Mężczyzna pokazuje do kamery obraz Barbórki, odziedziczony po ojcu, jedna ze starszych kobiet opowiada o życiu podczas wojny, o Skarbniku (duchu kopalni, który według dawnych górniczych legend, zamiast jednej nogi miał kopyto). „Ślązak jest Ślązak. Jose tego nie dom wziąć” – słyszymy z jej ust. Mówią o sobie, że są twardzi i pracowici, wierzymy im, bo gdyby było inaczej, nie przeżyliby w tych trudnych warunkach. Tradycyjna piosenka, którą śpiewa elegancko ubrany, stojący przed kamerą mężczyzna – stanowi niejako refren filmu, pojawiający się trzykrotnie – opowiada o wspaniałym życiu na Śląsku i miłości do tej ziemi, która daje pracę i chleb. Jest ona urokliwym elementem śląskiego folkloru, wspomnieniem dawnych dni chwały tego miejsca. W zderzeniu jednak z dramatycznym obrazem nędzy, który pokazuje nam Sikora w swoim filmie, jej tekst staje się gorzką ironią.

Istotny jest także tytuł dzieła. Reżyser bowiem wychodzi do swoich bohaterów z pytaniem – czym jest Boże Ciało? Nikt nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie. Dlatego tak bardzo zaskoczy nas końcowa scena, w której widzimy przystrojone podwórka, okna, ołtarze zbudowane na ulicy i mieszkańców maszerujących w procesji Bożego Ciała. Wiedza na temat tego święta nie ma dla nich znaczenia, liczy się obcowanie z tradycją, która w jakimś sensie pozwala im poczuć, że nadal żyją, w tym samym miejscu, które wspominają z dobrobytu i życzliwych ludzi. Sam reżyser wypowiedział się, zapytany o tytuł swojego filmu następująco: „Owo święto stanowi puentę mojego filmu. Biorą w nim udział niemal wszyscy mieszkańcy. Ta religijna uroczystość uświęca beznadziejną codzienność.  Być może jest już jednym z ostatnich elementów tradycji łączącej jeszcze tych ludzi. Kultywowanie jej ratuje ich przed ostatecznym stoczeniem się w otchłań”

(źródło cytatu: www.stopklatka.pl/wydarzenia/wydarzenie.asp?wi=31987).

 Magdalena Ciesielska