„TYLKO ABSTRAKCJA JEST DLA MNIE GRĄ WARTĄ ŚWIECZKI W DOKUMENCIE” - ROZMOWA O FILMIE "UROSŁAM KIEDY SPAŁAM"

Jednym z prezentowanych podczas 58. Krakowskiego Festiwalu Filmowego filmów jest najnowszy dokument Marcina Sautera „Urosłam kiedy spałaś”. Zapraszamy na wywiad z autorem filmu i bohaterką, Karaliną Orsik-Sauter.

Daniel Stopa: Już po kilku pierwszych scenach twojego najnowszego filmu dokumentalnego „Urosłam kiedy spałaś” można odnieść wrażenie, że nie jest to „klasyczny” dokument. Łączysz zdjęcia czarno-białe i kolorowe, wplątujesz w całość ujęcia nakręcone na kamerze Super 8 i opatrujesz je offem. Do momentu spotkania się bohaterek, wnuczki i babci, prowadzisz narrację równoległą - raz oglądamy samotną wnuczkę w Polsce, chwilę później codzienność babci na Białorusi. „Urosłam kiedy spałaś” to bardziej dokument czy fabuła? Czy używasz takiego podziału?

Marcin Sauter: Oczywiście, „Urosłam kiedy spałaś” to dokument, nawet nie bardziej aranżowany niż moje poprzednie filmy. Czy klasyczny, nie wiem, bo nie bardzo wiem, co znaczy „klasyczny dokument”. Dokument według mnie jest bardzo pojemnym gatunkiem i nie takie eksperymenty już widział. Odtwarzam wspomnienia bohaterki z dzieciństwa spędzanego z babcią, to są te fragmenty czarno-białe, realizowane kamerą Super 8. Można je określić jako część fabularną, ale jest oparta dokładnie na wspomnieniach bohaterki filmu. Mój pierwszy film fabularny, który teraz kończę, realizowałem z kolei jako dokument. Trudno mi określić dokładne granice, w moim wypadku są one bardzo mgliste. Dokument, jak o tym myślę, to raczej rodzaj pracy, organizacji planu. Robiąc film dokumentalny mam mniejsze pieniądze, co za tym idzie mniejszą odpowiedzialność, dni zdjęciowych jest ile dusza zapragnie. Do tego mam minimalną, najlepszą ekipę i wolność - tak jakbym cały czas realizował filmy amatorskie, niezależne.

Film przedstawia losy Karaliny, młodej emigrantki z Białorusi w Polsce, która jedzie zobaczyć się ze swoją babcią. Odwiedziny w małej wsi na Białorusi są takim pretekstem do wniknięcia w emocje i wrażliwość bohaterek. Trudno filmuje się samotność, nostalgię, miłość? Trudno wyrazić w filmie abstrakcję?

M.S.: Prawdziwe uczucia filmuje się łatwo, bo są one widoczne. Trudno filmować w dokumencie emocje, których nie ma, ale i tak się zdarza. Dla mnie dokument jest pięknym gatunkiem, bo dramaturgia może opierać się na bardzo delikatnych emocjach, uczuciach i nie potrzeba wiele więcej. Co do twojego pytania, to tylko abstrakcja jest dla mnie grą wartą świeczki w dokumencie. Logiczny, konsekwentny ciąg zdarzeń nie za bardzo mnie interesuje jako tworzywo filmowe. Emigracja, o której opowiadam w filmie, jest teraz w Polsce problemem jak najbardziej realnym. Jesteśmy cały czas i emigrantami, i krajem, który przyjmuje miliony emigrantów ze wschodu. Chciałem opowiedzieć o emigracji po swojemu, po ludzku. Czym jest emigracja dla pojedynczej osoby? - do tego pytania według mnie ten problem się sprowadza. Jak boli, jakie smutne wyzwala uczucia, ile kosztuje? Łukaszenko kłamie w oficjalnej telewizyjnej wypowiedzi na temat białoruskich emigrantów. A co robią polscy politycy? Ile w naszym kraju ksenofobii, nietolerancji, strachu. To ważne dla mnie i bardzo aktualne sprawy.

To właśnie w państwowej telewizji prezydent Łukaszenka zapewnia, że absolwentów białoruskich szkół niechybnie czeka świetlana przyszłość. Ale o prawdziwych losach białoruskiej młodej inteligencji dowiadujemy się na spotkaniu Karaliny z przyjaciółmi. Opowiadasz o Karalinie, ale dajesz również głos jej pokoleniu?

M.S.: Tak, najważniejszą warstwą filmu jest oczywiście uczucie łączące wnuczkę i babcię, ale bardzo zależało mi żeby pokazać to, że Mińsk jest pustym miastem. Dzięki Karalinie wiem jak to wygląda od środka. To, że z jej klasy na Białorusi pozostała jedna osoba jest bardzo wymowne. Z tego kraju naprawdę uciekają wszyscy.

Karalina Orsik-Sauter: Wyjechałam z Białorusi w wieku 19 lat. Już wtedy miałam świadomość tego, że mój kraj nie jest w stanie zapewnić mi dalszego rozwoju i godnego życia. Nie wiem skąd miałam w sobie tyle siły i samozaparcia, żeby pomimo braku przyjaciół, pieniędzy, znajomości języka, odnaleźć się w obcym kraju. Pięknie mi się ułożyło życie w Polsce. Mam wspaniały kwartet, z którym mogę rozwijać swoją pasję, wykładam w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy, poznałam masę cudownych ludzi. Chyba mam dużo szczęścia w życiu. Jednak tęsknię za swoim krajem i z wiekiem to uczucie tęsknoty się pogłębia. Denerwuje mnie głupie gadanie Łukaszenki o tym, że młodzi ludzie mają „świetlaną przyszłość”. Skoro tak dobrze jest na Białorusi, dlaczego wszyscy wyjeżdżają? Jesteśmy rozsiani po całym świecie, oderwani od korzeni. Rzadko widujemy się z rodzinami, przyjaciółmi. Tęsknię za Białorusią.

Marcin, od lat jesteś reżyserem i operatorem swoich filmów. Lepiej pracuje się w „pojedynkę”? Jakie to miało znaczenie przy tym projekcie?

Operatorem swoich dokumentów jestem dlatego, że nauczyłem się reżyserować patrząc przez kamerę, to się wzięło chyba stąd, że przez wiele lat robiłem filmy amatorskie właśnie w ten sposób. Poza tym bardzo lubię robić zdjęcia, no i łatwo mi się w ten sposób porozumieć z operatorem. Mam też to szczęście, że nie widzę na jedno oko, więc przykładając to moje jedyne do wizjera kamery od razu wskakuję w przestrzeń filmu. W wypadku tego filmu to było też najbardziej naturalne. Filmowałem swoją rodzinę, byłem blisko, bez ekipy. Dźwiękowiec Marcin Lenarczyk towarzyszył nam tylko raz na najważniejszym etapie zdjęć, a te powstawały przez kilka lat. 

Karalina Orsik-Sauter: Nie miałam większego problemu z powodu obecności kamery. Może dlatego, że film robił mój mąż. Właściwie nie czułam, że powstaje film. Marcin dokumentował nasze spotkania z rodziną, przyjaciółmi, filmował codzienne sytuacje. To było bardzo naturalne. 

Ważną rolę w filmie pełni muzyka. Karalina wykłąda w Akademii Muzycznej, oglądamy długie partie jej ćwiczeń. Jaką dla ciebie rolę w tym filmie pełniła muzyka? Jako reżysera, operatora, a także jaką rolę pełniła przy montażu filmu?

M.S.: Sonata Szostakowicza, która towarzyszy filmowi jest bardzo piękna i bardzo smutna. Szostakowicz też mierzył się całe życie z władzami podobnymi do tych w dzisiejszej Białorusi. W tej muzyce jest wszystko to, co chciałem w tym filmie opowiedzieć, oczywiście na bardzo dużym poziomie abstrakcji. Zazdroszczę muzykom, od razu trafiają do serca, bez zbędnych kombinacji. W filmie jest dużo muzyki. W montażu z Kasią Orzechowską zależało nam żeby muzyka była ważną spoiną filmu. To jest w tym sensie film muzyczny.

Pokaz w Krakowie rozpoczyna festiwalową drogę „Urosłam kiedy spałaś”. Gdzie będzie można zobaczyć jeszcze twój film?

W Krakowie mamy premierę filmu. Film jest koprodukowany przez Telewizję Polską i Telewizję Belsat, w tych kanałach będzie miał telewizyjne emisje. Mam nadzieję, że znajdzie też swoją drogę festiwalowo-kinową. Zazwyczaj droga filmu zaczyna się od festiwalu w Krakowie, który dla mnie jest bardzo ważnym zawsze wydarzeniem. Mam nadzieję, że będzie pokazywany też za granicą.

Dziękuję bardzo za wywiad.

Dziękujemy.